W kaprysach stycznia
Styczeń od rana zaczął kaprysić.
Zdjął smukłym sosnom srebrne sukienki.
Jak w łzawym filmie sepią nasycił
biele. Ugrzęzły w brązach i czerni.
Z okien usunął piękne witraże.
Skradł szlify soplom, taflom zbił
lustra.
Straszą burawym, smutnym pejzażem.
Dzisiejsze plany utopił w pustkach.
Myśli ubrane w bezdenną próżnię.
Wiersz się nie pisze. Usnął nad ranem.
Może obudzi się trochę później.
Przywoła strofy niezapisane.
Komentarze (18)
Ładnie.
Styczeń też może się zmienić.
Podobno do tej pory kaprysy były przypisane marcowi -
widać, że klimat się zmienia.
Ładny wiersz.
Pozdrawiam serdecznie