Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Misterium (proza)

Coś się wciąż przeinacza, wyłaniając się z czeluści mroku. Z mroku korytarza. Gdzieś, jakiś ruch w oddali, na krawędzi widzenia. Coś się wyłania z labiryntu, z niezliczonych, enigmatycznych zawirowań, w spazmie agonii. Coś idzie tym swoim powolnym krokiem umarłego. Nie, nie idzie, raczej pełznie, zygzakując, jakby węsząc. Rozsiewa cmentarny odór, zgniliznę rozkładu. Coś się wspina albo schodzi z bardzo wysoka. Zstępuje w aureoli pełnej gwiazd. Przemieszcza się. Zbliża…

Stoję w progu rozwartych szeroko drzwi. Przypływam i odpływam. Ćwiczę zamykanie i otwieranie zapiaszczonych, ciężkich powiek. Jakieś mnisze śpiewy, ciche modlitwy. Niewyraźne słowa z dalekich pokładów czasu. Wyostrzone, chorobliwe obrazy emitują na krawędziach eony mikroskopijnych pikseli. Wybuchają kaskadami w piskliwym szumie gorączki. Gdzieś w odmętach sennej maligny nachodzą na siebie zwidy jakiegoś złomu, poplątanych kabli, drewnianych skrzyń czarno-białych telewizorów, radioli…
Przede mną wielka sala. Spoglądają na mnie z wysokich okien widma szarego, deszczowego dnia. Unoszą się na skrzydłach pełnych piór w padających pod kątem smugach gryzącego pyłu. Obserwują mnie tymi swoimi martwymi od dawna oczami z bielmem popękanych, powybijanych szyb.
Opiłki żelaza kaleczą stopy. W zaduchu, w przeciągu… W pulsującej ciszy przeraźliwie pustego kosmosu uśmiechnięte twarze na wyblakłych, pozrywanych częściowo plakatach, fotosach, zdjęciach. Opadam na kolana przytłoczony mdlącą wonią starych smarów, potu, chłodziwa, krwi…

Pod ścianami rzędy wyeksploatowanych, porzuconych frezarek. Stojące, żałosne truchła z opuszczonymi smutno głowami, z rozdziawionymi paszczami mocujących uchwytów. Poobijane, skorodowane skorupy pełne rdzawych, cuchnących plam, pościeranych tabliczek znamionowych.
I wszędzie wokół walające się stosy zębatych kół, pogiętych, dziurawych jak rzeszoto blach, nakrętek, śrub…

Niosące się echem nieustanne: kap, kap, kap…

Spadające z sufitowych zacieków krople tworzą kałuże, miniaturowe jeziora samotności. Oglądam w nich zniszczone przez lata oblicze. Buntuję się przeciw temu. Wchodzę w nie z pluskiem, dewastując na moment wizerunek posępnej maszkary.
Brnę przez wirujące powoli i majestatycznie płatki nie wiadomo czego. Przez mętną zawiesinę stęchłego, piwnicznego powietrza.
Co jest dalej? Dalej już tylko plątanina bulgoczących rur. Odmęty niosących się echem dalekich przekleństw. Wyciekająca z otworów czarna maź zastygła i skamieniała. Zapewne, gdzieś tutaj musi być zejście do podziemi z napisem katabasis eis antron, wśród zakrzepłych figur pełnych niemej gestykulacji, rzeźb, zapisanych na rozrzuconych, pogniecionych kartkach słownych metafor. Między beczkami pełnych odpadów z żółtymi symbolami radiacji, trupich czaszek i skrzyżowanych piszczeli.

Śmierć!

Okryte płótnami pajęczyn milczące tablice rozdzielcze, rozrządu… Zwisające luźno kable. Włączniki, przełączniki… Transformatory, generatory, kondensatory, zasilacze… Potłuczone ceramiczne bezpieczniki… Szkielety rozsypujących się trucheł zmieszane z resztkami przedpotopowych gadów o nieustalonej proweniencji, stworów o wielu odnóżach, kończynach z dawno wymarłych, zapomnianych gałęzi rozwoju, jakby wypełzły z obrazów Beksińskiego. Co to jest? Co takiego patrzy się na mnie tymi swoimi wieloma, czarnymi otworami oczu, uwięzione na krzyżu?
Prehistoryczne osady, skamieniałości, odciski amonitów, muszle… Przeznaczone dla kryptozoologów artefakty dawnych osobliwości. Zdewastowana, przesypująca się przez palce anormalna przeszłość.

Skorodowana przestrzeń. Zakrzywiony w spiralę czas. W półmroku, w niedowidzeniu jakieś zasuszone twarze, oblicza, pokryte wieloma warstwami pudru, cementu, betonu...
Wielorakie, nieustalone widma wyzbyte symetrii, pokryte nowotworowymi naciekającymi wszystko guzami. Potwornie skażone. Po wielokroć napromieniowane, przeszyte wiązkami gamma i rentgena. Wychodzące wprost z rozpalonego kiedyś, a teraz lodowatego, pękniętego na pół reaktora.
Wtopione częściowo w ściany. Zintegrowane z atomami wielkiego sarkofagu. Wyciekające zewsząd maszkary. Misterium absolutnego zła.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-03-12)


https://www.youtube.com/watch?v=inkGLY_4ZM4

autor

Arsis

Dodano: 2023-03-12 02:18:49
Ten wiersz przeczytano 560 razy
Oddanych głosów: 2
Rodzaj Monolog Klimat Mroczny Tematyka Śmierć
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (0)

Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »