Na Torach Życia
Powiedzieli mi, że ich nie ma, że to moje
urojenie.
No dobrze niech będzie. Uroiłem, ale ino
samą nazwę.
Bo wiem, ślepy nie jestem i widzę.
Oni też mówią że widzę, ale to
czego nie ma.
Jak można widzieć nicość. Faktem jest
jednak,
że ja widzę. Oni są nicością, a raczej będą
i to wkrótce. Nie, tego nie powiem. No bo
oni mówią,
że ich nie ma, to i mnie nie usłyszą. Ba,
nawet nie zobaczą. I tu się zgodzę. Nie
widzą, nie słyszą,
ale siebie tak. Oj tak, żyć bez siebie nie
mogą.
Czasem myślę, że jestem w cyrku. Na około
publika,
a w środku małpy.
Chcieli kupić bilet. Taki kolejowy do
Tworek. Dla mnie.
Nie pojechałem. Konduktor powiedział, że to
nie mój pociąg.
Dużo mam konduktorów. Jeden z nich napisał
na ścianie.
Też ich widzi. Nie jestem sam.
Król jest nagi krzyknęło dziecko. A oni
nadal, że ich nie ma.
Dziecko przecież nie kłamie. Właściwie to
niech se będą.
Lub jak to mówią, nie będą, a raczej, że
nie ma.
Ja jestem. Tak mówi lustro. Ostatnio rano,
gdy się goliłem.
Czasem się nie golę, bo i po co.
Często zamykam drzwi. Na spacer do kuchni.
Mocna kawa, pet
i ten ekran. Strona po stronie i wszędzie
tony tłumu.
Ubrani jak kiedyś w gimnazjum. Lub jak ci..
no, niebiescy.
Za drzwiami też wielu gimnazjalistów.
Owszem, czasem przekraczam próg, ostrożnie.
By
się nie zarazić głupotą.
Teraz czekam. Jak miś, ino nie śpię.
Szczurki chodzą po głowie. Pomyliły dzień z
nocą.
Ci w rządzie też, pomylili. Kieszenie.
Zamiast w tą,
to w tamtą. Mówią, że była dziurawa i tylko
na
przechowanie. Jak w banku. Co oni mi tu z
bankiem.
Przeca w kraju nie ma banków. Sprzedali z
kasą.
Rozbiegłem się. No, tak. Stałem przed
lustrem.
Jakby co, to nie ja. To on, ten w lustrze.
A wracając do szczurków, to mam trzy. Są
jak dzwonek.
Jak kraj się będzie topił to pierwszy będę
wiedział...
Moment... One uciekają (szczurki). Nie, to
z dachu kapie.
Ukradli papę i dachówki.
Jeszcze raz powrócę do tego w lustrze.
Powiedział bym poszedł
na spacer. Mówię, że już byłem, w kuchni.
Spojrzał na mnie
jak na chorego. Zdawało mi się że sam na
siebie patrzę
i poszedłem za drzwi. Na ulicach tłoczno.
Chodzą jak pijani.
Jakaś laska buta wiąże. Samochód na
ścianie. Nie, to nie był
plakat. Jakiś przechodzień wszedł na
latarnię.
Przyjechali niebiescy. Myśleli że pijany.
Toć im się
przewróciło. Przeca my są porządnym
narodem. Nie chodzimy
ulicami zawiani. Faceta wypuścili. Ja bym
nie wypuścił.
Znowu wszedł na latarnię. Pogotowie
zabrało.
Wszystko przez tą laskę. Ja się nie
oglądam. Oglądają się,
myślałem że za mną. Kapelusz się spodobał.
Na którejś ulicy wykopy, znaczy się jakieś
ziemne roboty.
Kiedyś sprawdzali jak głęboko komunizm się
zakorzenił.
Nie dokopali. Teraz już nie jeżdżą do lasu.
Tutaj
zakopują i wszyscy się gapią, a nikt nie
widzi.
No i ja się pytam, po co im te oczy. Zaraz,
moment....
przecież muszą coś robić. I robią na piękne
oczy.
Od tej roboty to w głowie kipi. Wszyscy
pracują
i nic nie mają. A mówiłem by zaniechali. By
z góry
przykład brali. Oj, wtedy by mieli zamiast
kasy,
kilka latek. No, bo nie na górze, a na dole
mieszkają.
Wcześniej coś nadmieniłem, że tłumy
uliczne. No, tak.
Naród się rozrasta. Człowieka przybywa.
Myślałem
że to z winy prądu. A to granica pękła i
zalewa nas
masa obcego żywiołu. A żywioł ten straszny
i potopem grozi.
Nie takim co kiedyś był zza wody. Ten
kolorem zaleje
i to tym czerwonym. Nie mylić kolorów.
Komuna pod ziemią,
jeszcze się nie dokopali.
Takie przysłowie stare w usta me się
rzuciło.
Jak se pościelesz, to i tak się wyśpisz.
Ciekawi mnie niezmiernie jak śpią ci na
górze.
Teraz śpią i będą spali. Ino pytanie jak i
gdzie.
Wszak potop wejdzie wszędzie. O, idzie
facet. Panie,
czy już zakopane ? wszystkie doły ?
Czas najwyższy zakończyć spacer. Zamykam
drzwi.
Wiatr tłucze szybę. Pęka lustro. Czekam na
wschód.
A swoją drogą ciekawi mnie co wzejdzie.
Chyba
głupota rośnie najszybciej. Gdzie mój
termometr.
Pod pachą. Sprawdzam.
Jeszcze się nie zaraziłem.
Komentarze (3)
:)
...ironia życia...widzimy czasami to, co innym
umyka...widzimy nicoś, co wokół nas zamyka....
Pozdrawiam serdecznie
Dobry skecz:)
Pozdrawia,