Podroz
Ja nie chce pozostac na zycia nizinach
pragne wspinac sie w gore chce szczyty
zdobywac
choc bezpieczniej w domu i strawa gotowa
ja wyruszam w droge los mnie chyba
wzywa.
W plecak moj spakuje wiare i nadzieje
i milosc Twoja w nim sie takze zmiesci
i mnostwo wspomnien z kazdej z Toba
chwili
i chleb na droge i ksiazke i swierszcze.
A gdy sil zabraknie zawolam do gory
w nadziei ze wiara ja w morze przeniesie
krzykiem przerazona spojrze w dol w
doline
i widze jak glos moj gore w morze
niesie.
I wezme do reki kromke mego chleba
posile sie nieco i ksiazke poczytam
i swierszcze uwolnie ich glosna muzyka
odbije sie echem w Twym domu zawita.
I lzami slonymi zmyje smutek z oczu
a sol sie przemieni w slodycz Twych
czulosci
z oblokiem na niebie poplyne wysoko
choc bilet powrotny juz trzymam w mej
garsci.
I zejde w doline i w gorskim potoku
splukam wszelkie troski zyciem sie
zachlysne
i w wodzie tak chlodnej jak czasem me
serce
zanurze me cialo niech na wietrze
wyschnie.
Wedrowke zakoncze i z lekkim bagazem
powroce do Ciebie do domku w dolinie
z sercem juz tak wolnym z modlitwa na
ustach
bo z Toba tylko z Toba me zycie juz
plynie.
Komentarze (16)
czasami musimy odejść z domu by się przekonać jak
bardzo nam go brakuje ... to widać u Ciebie , w
plecaku same wartościowe rzeczy zapakowane
...zamyśliłam się na plus :)