Rozmowa z nieznajomym(ą) ...
Wiersz dedykuję (Los)owi (ἔρως - orientexpress)
Szedłem… ot, z ręką w kieszeni,
parasol - w drugiej fechtował,
a dżdżyło - jak na jesieni,
że głowę w kołnierz byś schował,
mało mnie to obchodziło, zajęty sobą
byłem,
zsunąłem kapelusz na czoło…
Ktoś krzyknął… wariat! - nawet się
nie zdziwiłem…
takich - tu pełno wokoło…
różnie się w życiu bawimy…
na rondzie - tańczyły krople,
- pamiętam jak którejś zimy,
zwisały zeń girland sople…
Parasolem, na krzaku, trąciłem listną
gałązkę,
w pół kroku się zatrzymałem…
zjawą przede mną stanęła… zsunęła z
uda podwiązkę
kobieta… ja - oniemiałem…?
- O…! Pan ma na twarzy -
deszczyk…
- podwiązką kropelki starła…
emocji poczułem dreszczyk,
pewność… na chwilę zamarła.
Schyliłem nieco głowę - mniemając - pewnie
jest wróżką,
na pierś… wzrok, nagle opada
a z ronda kapelusza, ruszyła cieniutką
stróżką,
łasa pieszczot - kaskada.
Spytała… czy byłbym w stanie
miłością otoczyć ją teraz
z kolacją… no i śniadanie
dać, a w trakcie - posiąść… nie
raz…
Jej oddech, nieco falował,
urywał się… to znów - wracał,
czyżby wodospad, który się schował
śród piersi… w lubieżność
przeistaczał…?
Trzepotem rzęs mnie kusiła
i filuternym spojrzeniem,
kibicią wąską wabiła,
i krągłych pośladków drżeniem.
Wtem ! - głucho strzelił parasol,
podałem jej lewe ramię,
- zapraszam… cię na kolację…
Ha…! Tym razem - ja… ją -
mamię
ciąg dalszy nastąpi...
excudit
lonsdaleit
09:31 Piątek, 25 czerwca 2010 - latem a więc stanowczo przed jesienią.
Komentarze (18)
Poza tematem - prawie doskonałość w budowie.
Mało rzeczy na tym świecie dorównuje swojemu obrazowi
w sztuce.Ty trafiłeś w dziesiątkę, brawo .
Takie spotkania różnie się kończą, mogłabym wyobrazić
sobie zakończenie, ale poczekam na nie w Twoim
wydaniu. pozdrawiam :)