Szkoła. Pierwsze dni po wojnie
Kraj już był po wojnie. Wszystko było w
planie.
Rok czterdziesty szósty. Dzieci szły do
szkoły!
Byłe Prusy Wschodnie - rychłe
zasiedlanie.
Przyjezdni nieufni, nikt nie jest wesoły.
Kartka z magistratu śle rozporządzenie.
- Ja nie pójdę mamo, ja się Niemców
boję.
Od pierwszego września dzieci - na
uczenie!
Mama łaps za rękę i zrobiła swoje.
- Nie chcę tu się uczyć, za nic nie chcę w
świecie,
tutaj mówią dzieci tylko po niemiecku!
Ktoś klasę otworzył, tak zostałem w
trzeciej.
Nie zdążyła mama utrzeć nosa dziecku.
O mój Panie Boże, ile tutaj dzieci!
Klasa pełna, jedni siedzą, drudzy stoją.
Światła jeszcze nie ma, ale słońce
świeci.
Dzieci w lęku, jedne drugich wciąż się
boją.
Bez zeszytów, książki, nawet bez ołówka ,
jaka trudna rola dla nauczyciela.
Jest tablica, kreda, szmata, ucznia główka.
w małych dzieciach wiedza szybko się
powiela.
Pani pyta, pisze ciągle na tablicy,
po niemiecku małe dzieci informuje.
A dzieciarni dużo, cisza, nikt nie krzyczy,
uczeń klasę, panią, szybko akceptuje.
Ten co trochę umiał, to był
przerośnięty.
Głównie według wieku oraz według wiedzy,
to z trzeciej do piątej został
przesunięty.
Potem w lepszej ławce, w wyższej klasie
siedział.
A ja w trzeciej klasie tak już pozostałam,
w jednym roku aż trzy klasy zaliczyłam,
tam gdzie na początku mama iść kazała.
Wcześniej w żadnej szkole ja się nie
uczyłam.
Małe dzieci jedni drugich wciąż się bały,
bez pytania i to bardzo szybko, migiem
dobra pani w ławkach wszystkich
pomieszała.
Ja siedziałam między Horstem, a
Zygfrydem.
Wielka panna Herta siedzi przy Ludwiku.
Dzieci swoje lęki szybko przełamały,
już nie było pisku, i żadnych wybryków,
w krótkich czasie jedne drugich
pokochały.
Kim była ta pani, przez dzieci kochana?
Wzrostem była niska, ale sercem wielka
pani Korycińska. Nigdy zapomniana.
Mieszka w naszym sercach. Skarb –
nauczycielka.
Komentarze (47)
Piękny:)
Dzisiaj nie ma takich nauczycieli, bo i młodzież
inna...
Takie to były czasy, które pamiętam
doskonale. Wiersz na czasie, wobec
groźby strajku nauczycieli
i bezczelnych wypowiedzi ministrów.
Serdecznie pozdrawiam Bronisławo.
kiedyś takie były nauczycielki ..też takie znałem ...
a dziś to rzadkość... ale się zdarzają ...
Przeczytałam z przyjemnością, ten wiersz , którego
słowami wspaniale oddałaś hołd, takiej ukochanej przez
uczniów nauczycielce.
Takich nauczycieli nigdy się nie zapomina
przez całe dalsze życie.
Pozdrawiam serdecznie.
Samo życie... piękny hołd wierszem oddany
nauczycielce.
Pozdrawiam :)
To była kochana pani. Była tez dyrektorką tej szkoły.
Patriotka. Pomagała osobiście biednym dzieciom.
Pozdrawiam Tomaszku.
Zapewne pani w szkole by dzis powiedziala... Broniu,
wiersz na szostke z duzym plusem:)
Serdecznie dziękuję za miłe komentarze.
Przychodziła do szkół pomoc z USA, jak mleko w proszku
w wielkich beczkach i tran.
Mleko gotowano i dzieci jedli na długiej przerwie. a
ten śmierdzący tran... Dzieci podchodziły do pani w
długiej kolejce i pani każdemu do buzi dawała łyżkę
tranu. A potem zrobiono inaczej, każdy dostał butelkę
tranu do domu i mama piekła placki ziemniaczane. Miał
nieprzyjemny zapach. Pozdrawiam.
Nauczyciel, to był autorytet, teraz wszystko się
pomieszało. Pozdrawiam.
Tereny dawnych Prus wschodnich były i są do dzisiaj -
bogato opisane w literaturze- również w języku
polskim. Jestem germanistą z zawodu. Hans Hellmut
Kirst doskonale op;isywał zwyczjae dawnych wsch
wschodnioprusaków. W krzywym zwierciadle satyry
opisywał wielokrotnie megalomanię ideologów III Rzeszy
Urodziłam się sporo lat po wojnie.
Gdy przyszedł czas iść do szkoły,mama kupiła całe
wyposażenie.
pierwszy dzień w szkole rozpoczynał się akademią.
Później zaprowadzono nas do klas i tu niespodzianka,
każdy dostał paczuszkę ze słodyczami na zachętę.
Pamiętam zapach tekturowego tornistra i nowych kredek
no i oczywiście granatowy fartuszek z białym
kołnierzykiem, haftowanym przez moją mamę.
Z życia wzięte. Ciekawie.
Pozdrawiam, Bronisławo :)
Ja poszedłem do szkoły później - w 1960 roku. Już
prawie wszystko było jak dzisiaj. Jedyna różnica to
wielkie 100-funtowe worki mleka w proszku z UNRRA'y
(wyglądały jak worki cementu) składowane w szatni. Na
początku roku brano je do kuchni - do gotowania, ale
także na dużej przerwie wydawano nam mleko. Później
okazało się, że dzieci wierciły palcami dziury w
workach i wyjadały mleko na sucho. San.-epid. znalazł
w tych workach jakieś bakterie. Dziurawe worki
wyrzucono, a całe zamknięto pod kluczem w jakimś
składziku. Mleko na dużej przerwie się skończyło, ale
kuchnia wciąż jeszcze z tego mleka (z całych worków)
korzystała. Mieliśmy jednego nauczyciela - nas nie
uczył tylko w starszych klasach miał matematykę -
który rozpowiadał, że mleko trzeba było wyrzucić, bo
imperialiści amerykańscy chcieli nim wytruć polskie
dzieci. Czy sam w to wierzył, czy mówił tylko po to,
żeby nas "ukierunkować ideologicznie" - nie wiem...
Piękny hołd dla wyjątkowej nauczycielki.
Popraw proszę - "nieufni"
Pozdrawiam :)
Ciężkie to były czasy ale dzieci przynajmniej
szanowały nauczycieli.
Pozdrawiam.