Σελήν...
Coś gnało mnie w noc, może ten jasno
świecący kandelabr księżyc, może… w
każdym bądź razie, od dobrych dwóch godzin
szedł po nieboskłonie tuż obok mnie,
zachowując zazwyczaj stosowny dystans, niby
znaliśmy się od lat, to jednak… W
pewnym momencie zatrzymał się, stanąłem i
ja, spojrzałem - stał w nowiu. Powietrze
snuło się nasączone delikatną mleczną
poświatą, dotychczas lekkie podmuchy
wiatru, przybrały nieco na sile wzmagając
chłód, wokół mnie nienaturalnie powyginane
konary drzew, niczym upiory wyłaniające się
z mroku chwiały się, machając złowróżbnie
konarami. Za moimi plecami furkotały
pojedyncze liście na niemalże nagich
gałęziach drzew. Lekki dreszcz musnął mój
kark. Zacząłem kopać.
Ziemia pachniała, jak skiby odsłaniane w
trakcie orki przez ostrze lemiesza, była
wilgotna - chyba po wczorajszych nocnych
opadach deszczu - i stosunkowo miękka, więc
pierwsze sztychy nie nastręczały trudności,
powiedziałbym, że nawet sprawiały
przyjemność. Stylisko musiało być
wielokrotnie w użyciu, gdyż doskonale
leżało w dłoniach, dziwne - pomyślałem,
zastanawiałem się, co ja w środku nocy, z
łopatą w reku, robię na tym bezludziu?
Kopałem dalej.
Wykop sięgał już powyżej kolan, zaschło mi
w gardle, wypiłem więc jeden długi haust i
odstawiłem butelkę. Wypity alkohol przez
krótką chwilę drażnił gardło.
Przyspieszyłem, gdyż wiatr rozzuchwalił się
a gałęzie rosnącego tuż obok drzewa, raniły
mi ramię. Po kilkunastu minutach
uświadomiłem sobie, iż ziemię muszę już
odrzucać, kierując łopatę w górę, na
domiar złego, wiatr zsypywał grudy
wyrzuconego już urobku z powrotem do
wykopu. Stając na palcach, sięgnąłem po
odstawioną wcześniej butelkę. Kilka pełnych
pociągnięć zdawało się zaspokoić
pragnienie. Nie czułem zmęczenia, kolejne
sztychy wykonałem w szaleńczym tempie,
zmusiło mnie to jednak do ponownego
sięgnięcia po wódkę, tym razem musiałem
podskoczyć. Gdy opuszczałem butelkę,
dostrzegłem na niej w poświacie księżyca,
jak ciemna kropelka spływa mi po policzku,
zostawiając za sobą, cieniutką, zygzakowatą
smużkę. Ku mojemu zdziwieniu, gdy wytarłem
ją palcem na opuszku pozostała
brunatno-czerwona, lepka ciecz. Wpadłem w
szał! Kopałem bez opamiętania odrzucając
ziemię, jak długo to trwało, nie wiem, dość
powiedzieć, że poczułem gwałtownie
narastające ciepło i w krótkiej chwili,
przeistaczające się w potworny gorąc, wręcz
nie do zniesienia - temperatura sięgała
bowiem, blisko 5000 tys. stopni Celsjusza.
Stylisko płonęło - nie przerywałem -
jeszcze tylko kilka sztychów i nieciągłość
Lehmanna pozostanie nade mną! Niesamowity
żar uderzył mnie w twarz, byliśmy
naprzeciwko siebie, ja i ono - NiFe! Krótka
wymiana spojrzeń i… gwałtownie wbiłem
ponownie łopatę, jednocześnie odchylając ją
na bok. Potężne prądy konwekcyjne
wstrząsnęły całym moim ciałem, miałem
wrażenie, że mózg mój rozpada się na
miliardy neuronów a siły Coriolisa
przejmują nad nim kontrolę, lecz chyba nie
do końca, bo uzmysłowiłem sobie istnienie
pojęcia magnetohydrodynamiki. Świadomość
odzyskawszy równowagę, uruchomiła
jednocześnie wszystkie pozostałe funkcje
mózgu. Zza koszuli wyciągnąłem więc rulon,
owinięty ścisło konopnym sznurkiem i
cisnąłem go w powstałą szczelinę ziemskiego
serca. Niech tam leży, a razem z nim -
wszystkie moje wiersze.
Ziemia kręciła się ochoczo, jakby
rozbawiona, bo uśmiechała się ironicznie
pod równikiem. Świtało. Wstawał dzień.
excudit
lonsdaleit
16:59 Sobota, 28 sierpnia 2010 - za oknem ciemne, ciężkie deszczowe chmury... jeszcze_ – czuję się zaszczyconym tak głęboką i szczerą wypowiedzią, przyznam, że niezwykle to sobie cenię… dziękuję.
Komentarze (11)
jestem zachwycona twoimi textami swormułowaniami typu
np:prądy konwekcyjne czy np .grudy wyrzuconego już
urobku ,podoba mi się i.... już :)).
Pewne jest że idzie zima;) wieczory będą długie:(
ja- mam nadzieję mniej zmęczona niż teraz :( wtedy
wrócę zapwene do twoich wierszy,przetrzepię wszystko
czego nie czytałam do teraz :) pa
Intrygujący i interesujący kawałek prozy. Tak się
zastanawiałam czytając Twoje wiersze, że proza też
bardzo, by pasowała do Twojego stylu. Komentarze
poprzedniczek ułatwiły mi nieco interpretację. No i
oczywiście musiałam sięgnąć do słownika, ale dzięki
temu już wiem co to są siły Coriolisa;)/ fizyka to
moja słaba strona/. Pozdrawiam:)
"Ziemia kręciła się ochoczo, jakby rozbawiona, bo
uśmiechała się ironicznie pod równikiem. Świtało.
Wstawał dzień." ale mnie zaskoczyłeś i ucieszyłeś
jednocześnie :-) świetna proza, czyta się z rosnącym
zainteresowaniem :-) dobrze, że to tylko słowa, bo
szkoda byłoby Twoich świetnych wierszy na pożarcie
płomieniom (tak na marginesie to dobra lekcja fizyki,
geologii, czy czegoś tam jeszcze ;-) acha, i nie
wylewaj pozostałej zawartości butelki bo jak widać
daje niezłego kopa ;-)
Z przyjemnością i ciakawością
przeczytałem wiersz w formie opowieści
z domonantą odkrywania tajemnic
otaczających człowieka w tym nieba, ziemi
i piekła. Treść rzeczywiście połączona jest i
skierowana pod moim utworem
bankructwo piekła, za co serdecznie dziękuję. Tylko
zastanawia mnie to że
w postępie techniki posługiwał się Pan
tradycyjną łopatą przekopując tunel do
nieznanej głębokości piekła. Zapewne
po drodze chciał Pan poznać wszelkie tajemnice życia
podziemnego a ponoć na km2 jest ich miliony.
Pozdrawiam.
ciekawy tekst...namiastka jakby książki. oddzieliłabym
kolejne myśli, czy poczynania chociaż w 2-3 miejscach
by nie było to takim zlepkiem...tak jak w
książkach...wizualnie lepiej i jakoś inaczej się czyta
wrzucenie do kapsuły jaką jest ziemia po przekroczeniu
barier niebezpiecznych dla człowieka swojego tropu
myśli aby pozostały dla potomnych To zamysł wiersza
Sztuka w tym artyzm wymaga drenowania i odkrywania i
często przepłacona krwią własnym życiem Opisowy utwór
zaciekawia i wnosi wiedzę już znaną o budowie ziemi
ale niedostępną dla człowieka Ale to człowiek może być
nośnikiem jej treści Ziemia to my Pozdrawiam Autora
serdecznie Piękna opowieść:)
nie za wiele znam się na poezji, na prozie w ogóle,
ale twój tekst mnie zainteresował i przeczytałam go z
przyjemnością.
No i wyszło, pozdrawiam:)
długo, że aż proza. Przesłanie (nie)jasne. Bard
pozdrawia zza krzaków i motywuje do dalszego pisania.
Proszę o tłumaczenie tytułu :) Trochę trudny tekst ale
poklikam gdzie trzeba i poznam znaczenia. Taki męski
prawie sen, mara? Wiesz, poczułam zapach tej skiby
ziemi. Trochę się rozgadam, wybacz. Szłam wąską,
asfaltową, wyspową drogą. Rdzenny wyspiarz, przy
płocie, kopał wczesnym latem ziemię. Była czarna,
tłusta i pachniała tak jak nasza. Musiałam stanąć i
"podkradać" mu ten zapach. Nie potrafiłam powiedzieć
zdumionemu "kopaczowi" o co mi chodzi, bo nie znałam
języka. I tak było mi wszystko jedno co myśli.
Zrozumiałam, że można tęsknić za zapachem ojczystej
ziemi. Wtedy napisałam, że człowiek nie zna swojej
prawdy i do końca nie wie, kim jest. Wtedy też i teraz
jest mi strasznie źle, że brakuje mi wiedzy, słów,
żeby opisać odczucia, widziane obrazy, przeżyte
zdarzenia. Nie miej mi za złe, że odbiegłam od sedna
tego co swoją prozą wyraziłeś. Znowu mam wilgotne
oczy. Bo teraz jednak tęsknię za wyspą. A tego też nie
wiedziałam, że mogę.
Lubię prozę na przemian z wierszem.
Pozdrawiam Cię bez deszczu, wiatru i smutków...
świetnie się czyta gdyż wyjątkowo obrazowo
napisałeś...Tak sobie myślę, że chętnie przeczytałabym
kolejne jakieś Twoje opowiadanie, dłuższe, a może i
książkę...no to się rozkręciłam ale....Pozostanę więc
przy podziwie nad Twoim talentem. :))