Architektoniczna balladka o miłości
Pewien młody a zdolny architekt,
który stale by coś projektował,
nigdy nie miał głowy do kobitek
i z żadną dotąd nie romansował.
Nie mam czasu na podobne bzdury
mówił - na owe achy, zaklęcia, płacze,
we mnie tkwi demon architektury,
chcę stawiać domy a czasem pałace.
Zapewne byłby on kawalerem,
aż po kres życia w pustej sypialni,
gdyby nie spotkał panny, rowerem
dojeżdżającej do pracy w pralni.
Ujrzawszy z bliska więźbę jej krokwi,
proporcję fasady i pakamer,
uznał, że jest to rokoka rozkwit –
oraz, że nadszedł czas na sakrament.
Obecnie, jak głosi ta ballada
jest ojcem wielu synów i córek
i nade wszystko mu odpowiada
możliwość korekt oraz powtórek.
Bo sztuka budowlana wymaga
znajomości łączenia segmentów.
Nie zrobi tego byle łamaga
pozbawiony sztywnych elementów.
12.09.2008
Komentarze (31)
ale super, rozbawiłeś mnie, bardo dobra satyrka :)
pozdrawiam :):)