Bajka o dziecięcych miłościach.
nie wiersz....
„…a więc lecieli. Lecieli tak
długo i tak wysoko na ile starczyło im sił.
„poprosisz mnie kiedyś o
rękę?”- zapytała nieznacząco,
zapytała czując uwznioślenie tej chwili.
Nie chciała przecież wiedzieć. Leciał nieco
wyżej. „Co to znaczy?”- nie
wiedział. Nie mógł znać odpowiedzi. Gdyby
znał byłaby jego żoną a on jej mężem.
Potrafił latać, był wysoko a skrzydła
odbijały się w jej kruczoczarnych oczach.
„Będę jedną z nich. Będę hulać na
wietrze stojąc w jednym miejscu. A tobie
dam jeden liść, chcesz?”. Czuł nicość
przed sobą. Frunął tak, jakby nie było nic
przed nim, jakby nie pamiętał momentu
wzbicia. „Dam ci ten liść, dam nawet
dwa.” Nie potrzebował nic więcej.
Wypoczęte skrzydła niosły jego mocne ciało,
pobratane z niebem, łuną i zawieją.
Wiedział, że tak jest. Nie ważne skąd, tak
będzie zawsze. A każde słowo zostawało z
ziemią, każde przyklejało się do
zawracających chmur. Miał inny kierunek,
tak bardzo przeciwny. Dopóki każde z tych
słów nie spęta oczu, będzie oddane
wszystkim i spadnie. Pewien żuczek spijając
je, zapyta o smak najwyżej rosnącej wiśni.
„Bolą mnie nóżki. Ciebie nie
bolą?”. Jak bardzo nie myślał teraz o
bólu. Utwardzony labilnością, łomotał
skrzydłami. Wyżej i wyżej. I wszystkie
pióra, każdy wyrwany włos tworzył historię,
falując coraz dalej od niego. A w dole
stali, stali oni. Trwali w milczeniu z
wyciągniętymi palcami. To do nich szybował,
do ich przerażonych, otwartych twarzy.
Teraz oniemieli. I gdyby tylko miał
ziarenka w sakiewce, rzuciłby. Rzucałby do
nich, z góry.
- Daj im.
- Nie pamiętam już. Zapomniałem.
- Tak patrzą. Tak strasznie patrzą.
- Pokażesz im?
- Boję się. To tak bardzo boli.
A oni stali niezmiennie, wyciągali palce
szamocząc między sobą. Niejeden porastał w
wiekową korę. Niejeden zdrapywał w zaciszu
resztki mchu.
- Zostawisz mnie?
- Nigdy nie należałaś do mnie.- powiedział.
Powiedział nie czując nic przed i pod sobą,
silnie opierając się na niczym.
„Widzą nas, widzą!”. Nie
zapomniał jak wygląda, nie wiedział. W nocy
zaledwie widywał malowidła ślepców. A na
nich mityczne, grubiutkie stworzenia ze
złotym pyszczkiem i miękkim, bezbronnym
ciałkiem. Nie były idealne. Nie były nawet
do zniesienia. Chciał jedynie prawdy,
jedynie prawda niosła go ponad prawami,
ponad wszystkim co powinien. A oni stali i
w blasku światła bijącego z góry, miał
biały odcień. Smoliste, tłuste płaty
odbijały usilnie czyszczące promienie.
Niepojętym, niezrozumiałym zdawała się myśl
czerni na niebie. „Oni widza!”.
Obserwowali tylko. Śledzili wodząc łysym
palcem w gęstwinie i oddechach. I każdy
ruch jego mienił się bielą. Coraz bardziej
oślepiał światłem. „Nie znam melodii.
Nie potrafię grać”, powtarzał jak
mantrę, kołując. Powtarzał w nadziei na
słowa: „wcale nie są trudne. Nauczę
cię, chcesz?” –i tak jak zawsze
je słyszał, tak teraz nutami rzucała
jedynie cisza. Bo wszystkie prawa swoje
zostawił już dawno. Każdy fragment obcości,
tkwił pod zapomnianymi schematami. I było
ich coraz więcej. Biegli dotrzymując mu
kroku, mrużąc wciąż oczy. Podnieceni,
zmęczeni, trzymali wciąż palce w powietrzu.
A on dalej grać nie potrafił, a z dołu
wypłynęły przeplatając się melodie, melodie
tak wydziwięczne, tak piękne, tak
melodyjne, aż przestał powtarzać. Teraz
leciał, niesiony przez muzykę, tak
niezrozumiałą dla niego. Nie musiał jej
znać. I zapomniał, że jej nie zna,
zapomniał, że opiera się na nicości. I gdy
otworzył oczy, było ciemno. Nie widziano
już nic, a z dołu zaledwie czerwony
pierścień. Został w środku, nie widział
niczego za sobą. Teraz szukał jej w
ciemności, teraz ją zauważał. Nie tańczył,
a melodia ta zdawała się obrzydłą, zdawała
się otaczającym niepokojem. Wbity w
hebanowe tło, nic nie znaczył. I teraz
chciał. Zapragnął tego wszystkiego. Nagle
ucichł wiatr. Nagle zrobiło się pusto. I
zaczął spadać. Spadał słysząc tę samą
melodię, tak mu obrzydłą. Minął ich,
bezsilny. I byli nad nim. Stali wciąż z
palcami w górze. I tylko mały stworek bez
żółtego pyszczka w dół spojrzał. Teraz
nastała jasność. I tylko mały stworek bez
żółtego pyszczka zobaczył. Zobaczył dużą
poświatę odbitą od wody i od białego
ptaka.”
Komentarze (1)
zainteresował fantazja i wyobraźnia Jest iskra Pisz
Pozdrawiam:)