Ballada roztrwonionych pocałunków
(tonących i zagubionych w głębinach twojej świętej wilgoci)
W imię wszystkich zatraconych w winie
wieczorów
łez drgających niespokojnie w swej morskiej
mieszaninie
gdy elementem sztormowej nawałnicy
cielesnych zaklęć
staje się jedna pieszczota tańcząca na twym
aksamitnym ciele.
Słonych kręgów wibrujące, pamiętliwie
bukiety
wzlatujące ziarna ognia
wtulające się rozkosznym ciężarem
w miękką jamę gorącego podbrzusza
rozbudzanego pieszczotliwie,
by wypełniający swym wabieniem wspólną
przestrzeń wieczór
o zgaszonej koronie i sekretnych
przystaniach twojej cielesności
pozostał zapamiętany.
Został uwieczniony surowym rękopisem -
kreacją kruchych metafor prawdziwego głosu
serca
poza burzą - otulony w przestrzeni
spełnienia
Moment zaklęty mroczną balladą
roztrwonionych niedbale
ambrozji świętych celebracji roztańczonych
uniesieniem warg
osnutych wiatrem i wilgocią niezmąconą
zakwitających.
Strzeliste i mroczne hejnały
w pnącej chwale swego uniesienia
zapisane
wzniesione pod skruszone ramię wpisanej
wyżyny
poprzez korytarze tajemnych poszukiwań
jedynie prawdziwej i indywidualnej
wieczności
w powielanych stygmatach świątyni twojego
ciała
uleczanych leniwym spokojem i nagłym
poruszeniem w sile
wieczornego dialogu moich dłoni.
Połączonego z mruczącą głębią twoich
mistycznych
skarbców w zamkniętej fali pierzastych
powiek
zarażonych nerwowym rytmem znaczących
mrugnięć
osnutych w gęstniejącej rozkoszy twych
paraliżujących
kasztanowych i wiernie chłodnych studni.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.