Ballada o Wołyniu
Pamięci krwawej niedzieli 11 lipca 1943 roku.
Nad Wołyniem wielkie łuny
wsie objęte ogniem całe
rzesze diabłów zła rezuny
żądne krwi bestie zdziczałe
niszcząc wszystko, co jest białe
opętani piekła duchem
niszcząc życie siekier ruchem
zdruzgotane w bezsilności
płaczą matki nad dziecięciem
zabijają niewinności
gwałcą kobiety zła struny
nikczemne dusze sczerniałe
diabelskie piekła pioruny
te ciała mówią wybladłe
w krwawym od pożogi światle
z rozprutym bestialstwem brzuchem
z istnienia wyzute rzutem
z obelgami złośliwości
ubijano zręcznym ruchem
w tej piekielnej zaciętości
opowieści mej babuni
wcale nie były zuchwałe
niech to wiedzą w całej Unii
zbrodnie te są zawsze trwałe
w bliskich gronie obolałe
nienawiść bez Boga kluczem
przykryła milczenia kurzem
wobec ofiar należności
kto się okazał tu tchórzem?
niech zbada co w sercu gości
nie chadzajmy kłamstwa skrótem
piszmy winy dobra tuszem
przebaczajmy w życzliwości
ogarniając czasy smutkiem
miłowania ceniąc kunsztem
pragnijmy żyć w uczciwości
Komentarze (16)
Nie jest łatwo pisać o tym wielkim bestialstwie,
proszę nie komentować złośliwie. To historia bolesna.
Pierwsza w życiu to ballada, choć mizerna…