Bezimienna
Ona była jeszcze dzieckiem,
a ty właśnie przed maturą
swój egzamin chciałeś złożyć
u jej stóp,
obmywanych chłodną falą.
Tracą impet tu pod molo,
wśród zielonych wodorostów,
ostrych muszli.
Porastają chłodny cień.
Wędrowałeś z nią przez miejsca,
bo przyjemnie tak wędrować,
myśli swoje ukrywając,
czyny mniej.
Gdy latarni morskiej promień
wiódł zdradliwie wprost na skały,
morskie klify.
Wśród kamyków i muszelek
czasy przeszłe uwięzione w łzach
bursztynem.
W oczach piach.
Nauczyła jeździć konno.
Podglądałeś zad jej klaczy,
gdy w galopie wyrywała
kępy traw.
Była piękna i zepsuta
tym zepsuciem, które gardło
ściska, zgina kark.
Ewaluujesz swą maturę,
twą naturę,
w tej wędrówce brzegiem morza,
tyle kobiet,
pobłądzonych dróg.
I nieważne czy coś zmienia
suchy zapis w epikryzie.
Ona była jeszcze dzieckiem.
Nie pamiętasz jej imienia.
Komentarze (18)
Intrygujący wiersz. W moim odbiorze tytułową bohaterkę
spotkało coś złego ze strony zafascynowanego nią peela
(który wyladował w zakładzie psychiatrycznym). Ciekawa
jestem jak daleko odbiegłam od tego co autor chciał
przekazać? Miłego wieczoru:)
Anno, czasem zapamiętuje się tylko ciało,
mężczyźni bez matury, czy z maturą tak mają...
Jeśli to było pierwsze zauroczenie na pewno pamięta
jej jmię.