Bezsilność
Z naszego piekiełka, wyjść długo nie
mogę,
Choć miejsca tam dla mnie nie ma, nie
było.
Przy drzwiach stoisz i ogień wrzący
wzniecasz,
Nie chcesz mnie, lecz odejść nie
pozwalasz.
Myśli krwią haftują wzory na firanach
I duma o przetrwanie z niepewnością
walczy.
Dziwne te nasze czcze zmagania, gdy
jesteś
Tak dawny, odległy, dla ust zbyt
bliski...
Miłość naiwnie rzeźbisz z waty,
Wierzysz w trwałość swego monumentu-
Ja już od wczoraj dać wiary nie mogę.
Lawa w żyłach płynie i woda miast mózgu,
Szpony zbyt silne by szczęście uchwycić.
Ciało wije się z bólu, szlocham i
stękam,
Wymyśloną nitką, dłonie mam związane.
Walczę zacięcie, by nie wygrać z Tobą,
By odejść i zostać, spłonąć i przeżyć.
Komentarze (5)
znajomy temat, domowe więzienie, zastanawiam się ile
jeszcze jest takich niewolnic(ków) losu...
Emo co wzbiło się na poziomy wyższe niż paski, czaszki
i żyletki, ale nadal jęczy i stęka.
No no... dramatycznie, to fakt ;-) Zakończenie powala
na kolana...świetne. Pozdrawiam cieplutko ;-)
Bardzo miło mi się to czyta, bardzo romantyczne, choć
smutne, ma swój urrrrok ;)
Hmmm... razem a jednak osobno - może niewłaściwie
odbieram, ale takie pierwsze odczucie.