O bieli, sonet
próbują zerwać plakietki, szlag
jak ciężko oddychać przez palce,
ale lepiej jeszcze widzieć, tak
piętrzą się wokół, samozwańcy
depeszowcy i listonosze, torby pełne
i nie wiem, gdzie znów wyślą, a zbite
z tropu te deski i jakaś słoma, co
zwierzyną zwiecie, teraz pluje
jak lama, a bywało się w górach, śnieg
i pokład szura, a morze
jak zwykle, echem spienione i wraca
pierwszy ślad na piasku, gdzieś w zębach
chrzęści, zmieszany i jucha na dłoni
puściło w końcu, filmu nie nakręcą
bo pod drzewem jedynego nie znajdziesz
a wakat, bo święci też krążą
i czuje dźwig, wynosi ponad jak
robotnik,
kilka rur przez twarz, robią pranie
wiedziałem, teraz rozwieszą i schnij
na popiół, jak w środę
tylko kadzidło drożeje
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.