Bieszczadzki sen
Przez kobierce polan szepczących
Przechadzał się sen z chat dymem
kopcących,
Z brodą jak San błyszczący długą,
Z małym koszmarem-swym wiernym sługą.
Gitarę marzeniem nastroił delikatnie
Tak, jakby szedł na spotkanie z dziewczyną
ostatnie.
Zaśpiewał powoli, z powagą,
namaszczeniem.
Dźwięki się rozpłynęły wielkim
rozrzewnieniem.
Psy wszystkie wokoło żałośnie zawyły,
Trawy w poduszkę gleby źdźbła skryły,
Potoki jak pustynie suche się stały,
Dreszcze przebiegły po ruinach
podstarzałych.
Pieśń nostalgicznie, jak echo, się
niosła.
Zjawiły się w niej starodawne gusła,
Upiory, majaki, widm uroczyska pełne
Przykryte, zarośnięte, zapomniane
zupełnie.
Dla drzew poskręcanych wichrem zimowym,
Jak rzeźby wykute w kamieniu marmurowym,
Miejsce w piosnce też się znalazło,
I dla lata, które z gałęzi dawno opadło.
Staruszkowie pamiętający zamierzchłe
wydarzenia,
Ujrzeli popalone wioski, dziecięce
drżenia,
Płacz matek, krew ojców, zemstę
gorejącą,
Nienawiść zgrzybiałą dwie nacje łączącą.
Cerkwie wiekowe w słowach odmalował,
Pełne tęsknoty czasy, w których się
wychował,
Uśmiech i radość, łemkowskie zwyczaje,
Ukraińskie tańce, polskie, kwieciste
maje.
Na koniec zapłakał nad Bieszczadami,
Tarnicą, Krzemieńcem, Połoninami,
Nad Soliną skoczną, rytmicznie płynącą,
Nad Kopą Bukowską dumnie szczyt
wznoszącą.
Diamentowe łzy na policzkach huczały.
Lasy zielenią w nich się odbijały,
Rysie, żubry, kierdel owiec.
Tak oto odbyła się najszczersza
spowiedź.
Melodia ustała, sen się zakończył.
Dzieci o świcie pytały: Mamo, któż to
był?
Lecz nikt nie wiedział, nie pamiętał,
Za okiennicami bezbrzeżny dzień nastał.
Słońce błogosławiło szlaki pokręcone
Jak dziewczęcy warkocz zaplecione.
Komentarze (1)
Ubrałeś w poetycką szatę kawał drażliwej historii nie
dopowiedzianej do końca, podobnie czynią to sąsiedzi
zza Buga spuszczając zasłonę milczenia na mordy,które
w 1943 mialy miejsce na Wolynskiej ziemi, wiersz
wzruszający.