Ciągle umieramy w snach i...
Skądś znam to drzewo, omszałe starością,
ścieżkę do chaty, zarośniętą przyzbę.
Byłem tu wczoraj... a może przed wojną;
tych dni nie zliczę.
Gliniany garnek tuż przy piecu leży,
na stole waza – piękna ceramika.
Tam, gdzie babunia patrzyła na księżyc,
zegar dziś tyka.
Tam, gdzie winorośl zakończyła żywot,
widać na ścianach uśmiech gospodarzy.
Rośliny zgniły, wspomnienie przeżyło;
swojskie obrazy.
Będę przychodził – niewidzialny świadek,
który dla żywych martwym się wydaje.
Te same głosy, te same pejzaże;
znów zmartwychwstaję...
Komentarze (18)
Super szacun pozdrawiam
piękny wiersz wspomnieniowy. Uwielbiam takie rymy.
Ależ piękny wspomnieniowy wiersz! :-)