Cięcie
kolejny z pamiętnej szuflady, do którego mam sentyment.
Źrenice ze strachem unoszą się ku górze,
Drżąc cicho z obawy niespotkania nieba.
Mięśnie ukryte w niestabilnej skórze,
Unoszą ją cicho, tak jak nóż do chleba
Opada bezgłośnie, by tępym łomotem
Przedrzeć na wskroś wierch kruchy,
Nieświadomy wcale, co go spotka potem,
Gdy chłodny metal, bez cienia skruchy
Wbije się w środek, poszerzając ranę.
Nie dojdzie z puchu bieli krzyk ani
łkanie.
Ja więc w cieniu pochmurza zostanę,
Poczekam, lecz pytam, kiedy ostrze stanie?
przyjemny był to stan, kiedy jeszcze istniała niepewność
Komentarze (2)
wiersz jest dobrze napisany Ma wiele ciekawych
skojarzeń tylko refleksja z nożem kojarzy mi się
nieczuła Pozdrawiam:)
Wiersz trudny do skomentowania, nie wiem, co autor
chciał ostatecznie nam powiedzieć.