O co chodzi w futbolu? -...
Witam Was - mroźno, zimowo i
siarczyście.
Pięknie trenowaliście w piątkowy,
styczniowy wieczór.
Sceneria wokół bajkowa "im bardziej prószy
śnieg, tym bardziej prószy śnieg", jak
mawiał Kubuś Puchatek (A.A.Milne
1882-1956).
Tak mi się rozrzewniło, moje serce
"dziadersa" i wspomniałem był, jak w 1979
roku, odśnieżaliśmy codziennie boisko, aż
wokół powstały zaspy, na wysokość człowieka
i graliśmy, niby w komnacie Królowej Śniegu
(Ch.Andersen 1805-1875).
Szliśmy odśnieżać w niedzielę rano, po
kościele, a potem drugi raz wieczorem, żeby
boisko było na trening w poniedziałek.
Telefon był jeden, na sto mieszkań. Czyli
obiegało się "dzielnię" i "darło japę" pod
oknami, aż jakiś "dzban", nie zaczął rzucać
ziemniakami.
Przeleciały te lata, nie wiadomo kiedy,
tworząc kształt elipsy. Ja miałem, swoje
niespodziankowe - "zima stulecia ferie", a
teraz Wy, w "koronaferie" kopiecie piłę, a
ja Wam "cykam koronaselfie". Tak to,
zaczęliśmy ten rok.
Papież Franciszek, zaczął go słowami: "W
życiu chodzi o to, by zostawić ten świat
trochę lepszym, niż się go zastało". Czyli,
ja tak zrozumiałem - takim, chociaż trochę
odśnieżonym - żeby, grać się dało.
Polubiłem go już dawno, opowiedział wtedy,
osobistą historię, jak to "odbiła mu
palma", kiedy został biskupem Buenos Aires.
25 lat pełnił posługę w najbiedniejszych
dzielnicach, przemieszczał się komunikacją
publiczną, albo "z buta". I nagle... wszedł
w ekskluzywnej dzielnicy do sklepu, kupił
"wypasione buty"i bardzo drogi płaszcz,
taki za "sześć tysi", zamówił taksówkę,
pojechał odprężony na tylnym siedzeniu,
przez "szalone wieczorne Buenos". Kiedy
wszedł do skromnej jeszcze, jezuickiej
kwatery, usiadł w tym płaszczu, w tych
butach na łóżku i spojrzał w
lustro...Zobaczył śmiesznego, 56-letniego
"zestrojonego dziadersa" - smutnego, obcego
człowieka... I wtedy, się rozpłakał...
A potem, opowiedział o najszczęśliwszym
dniu w życiu - pasowałoby - papież - to
pewnie święcenia kapłańskie. Nic z tego,
kiedy miał 10 lat, jego drużyna San
Lorenzo w 1946 r, zdobyła mistrzostwo kraju
i on, z całą resztą obdartusów dzielnicy
Almagro, przez całą noc tańczył i śpiewał,
a wszystko wokół było jasne i
świetliste.
Umiał też stanąć w prawdzie, co do
piłkarskich umiejętności. Mówili na niego
"pata dura", co po hiszpańsku znaczy -
"ciężka, twarda noga", w związku z tym, by
grać w elicie, musiał stać na bramce.
(mógłbym go pocieszyć, że lepiej być "pata
dura", niż po prostu grubasem, ale nie o to
chodzi)
Na całe szczęście człowiek, jest tak
skonstruowany, że jeżeli musi robić, coś co
nie bardzo mu pasuje, potrafi wymyślić do
tego ideologię (myślenie nie jest łatwe,
ale można się do niego przyzwyczaić -
mawiał Kubuś Puchatek).
Wytłumaczył sobie, że bramkarz to
odpowiednia pozycja, gdyż trzeba być stale
gotowym, uważnym i odpowiedzialnym.
A grać trzeba było, gangi uliczne dzielnicy
Almagro, wywoływały na piłkarskie pojedynki
inne gangi Buenos i jak chciałeś "mieć
szacun na dzielni", granie było
nieodzowne.
Tu nadmieniam, że Karol z Wadowic
(1920-2005), pseudonim Lolek, też grał na
bramce, ale nie musiał, dorabiać do tego
ideologii, gdyż "miał waruny" i był "zwinny
jak kocur".
Mały Józio Ratzinger (ur.1927), nie grał w
nic, bo musiał odrabiać lekcje, a potem
prasować mundurek na zbiórkę Hitlerjugend
(1922-1945), młodzieżowej organizacji
ideowo-wychowawczej. No, dobra - wtedy te
zajęcia były obowiązkowe, co go
usprawiedliwia, jak i to, że przy tej
czynności, ponoć nucił Mozarta
(1756-1791).
A jak wszyscy wiemy, nuty Mozartowi
dyktowały same anioły.
Dziwnie mnie nastroił, ten dzisiejszy
wieczór. Wspomnienia z dzieciństwa, trzech
papieży, anioły...Myśli mnie takie
"naszły", że Jeszua z Nazaretu,też na sto
procent grywał w "gałę".
Choć nie ma o tym, wzmianki w Ewangeliach,
uważam to za pewne.
Zresztą, oprócz tego, że pomagał
św.Józefowi w obróbce ręcznej drewna i że
uczył się pilnie, by miażdżyć głębią swych
przemyśleń, ówczesnych uczonych
rezydujących w świątyniach - praktycznie
nie wiemy - nic.
Pojawia się jako 30-letni facet, który o
nas ludziach, wie wszystko. Miłuje, z całym
tym brudem i pięknem, który niesiemy na
sobie - bez przenośni - nad życie.
Więc powtórzę, Jezus z całą pewnością, grał
w piłkę i na pewno nie na bramce. Tak sobie
już kiedyś myślałem, gdzie by go ustawić.
Bo wiecie, w zamierzchłych czasach, żeby
zdać maturę z historii, tworzyłem takie
jedenastki, z postaci historycznych. Dam
Wam przykład : środek obrony Mszczuj ze
Skrzynna (herbu Łabędź, zm.1446), wielkie
chłopisko, które rozrąbało na pół Ulricha
von Jungingena (1360-1410 Grunwald). Powód
prosty - Charakter, gabaryty a także to, że
jeżeli grasz w piłkę nożną i chcesz się
liczyć - będziesz kiedyś musiał wygrać z
"Niemcem". Przedchorągiewny Mszczuj, ma na
to patent i nie wnikajmy w szczegóły, bo
jak mówi trenerskie powiedzenie:
"kontaktowy to jest taniec towarzyski, a
futbol to gra dla mężczyzn".
Defensywny pomocnik - Tadeusz Kościuszko
(1746-1817), wybitny strateg, specjalista
od fortyfikacji a także, twórca pierwszej
formacji snajperów, zwanej "strzelcy
celni". Wykonywałby - stałe fragmenty gry.
Przed nim, z wielką klatą - Władysław
Łokietek (1260-1333), mój mały czołg. Miał
ponoć 1.50 m wzrostu, a wszyscy się go
bali. Pomyślałem, pasowałby Shaqiri -
sprawdzam w Wikipedii, Xherdan - 1.69 m
wzrostu, za duży. A tam, i tak od jednego
meczu reprezentacji - nie lubię "typa". A
lubię Wawrzyńca Insigne 1.63 m wzrostu i to
mi pasuje. Łokietek to będzie - Insigne.
Dobra, skracajmy - w ataku - książę Józef
Poniatowski (1763- 1813), bohater, a
jednocześnie nieobliczalny "wariat" i
imprezowicz. Słynna jest opowieść, jak to
na jakiejś imprezie "pomeczowej", w ramach
zakładu, przejechał nago na koniu, z
Łazienek Królewskich na Krakowskie
Przedmieście. "Nasze chłopaki", ze Sławkiem
Peszko i "Grosikiem", wzięliby go w
ciemno.
Drugi napastnik Agrippa Hull - zaskoczyłem
Was, co nie? Zaskoczę jeszcze bardziej -
czarnoskóry. To wyzwolony z niewolnictwa,
ordynans Tadeusza Kościuszki, taki tandem z
jednego klubu. Tadek podaje - Agrippa
wykańcza. On by mi nastrzelał goli, jak
Emannuel Olisadebe, w eliminacjach do MŚ
2002 r.
Dobrze. Czas na Jezusa. Nie wyobrażam sobie
mojej drużyny bez Jezusa.
Zagra u mnie na skrzydle. (i nie, że
wiadomo - anioł ma skrzydła, to Jezusa po
profesji - na skrzydle - nie oto chodzi)
Na skrzydle - żeby szkód, jak najmniej
wyrządził. Bo jak go niosło, to pędził jak
wiatr i kiwał wszystkich, a jak się
"wyłączył", to nieszczęście gotowe. On już
tak miał, że z nagła wpadał w zamyślenia,
zapatrzenia.
A to wiatr zawiał, zakołysał drzewami,
wzbił kępkę trawy, jakby wzniecił ogień.
A to ptak przeleciał skrzecząc krzykliwie,
promień słońca zaplątał się we włosy
grających i nie mógł się wydostać.
A on się zatrzymywał i patrzył, a kiedy
piłka spadła mu pod nogi, to nie
widział.
Darli się chłopaki: "Jeszua, Jeszua -
piłka!"
A on spoglądał, tymi łagodnymi, spokojnymi
oczami i odpowiadał: "Co przyjaciele? Co
...?
Czyli - na skrzydle, trzeba go było
ustawić.
Żeby szkód, nie narobił w meczu, za wiele -
jak już mówiłem.
Bo w prawdziwej drużynie - każdy znajdzie
swoje miejsce.
Bo chłopaki ci pomogą.
Bo wiedzą jaki jesteś, czy gapowaty i
szybki, jak Jezus, czy wybuchowy i
"elektryczny" - "syn gromu" - jak Jakub
apostoł.
Znajdzie się dla Ciebie - pozycja.
W dalekim Watykanie, Jureczek skrada się na
palcach do drzwi i zamyka je na klucz.
Idzie do szafy, wyciąga "złachaną"
koszulkę, San Lorenzo de Almagro i włącza
kanał sportowy Buenos Aires.
Przez półtorej godziny wrzeszczy i klnie,
albo śmieje się i śpiewa...
Komentarze (16)
Masz pisane!.
Stworzyłeś świetną drużynę, szkoda, że nie mogła grać
na EURO 2021. Wygrana murowna.