Czerwone korale panny młodej
Na niedzielnym spacerze, w alejach
zamkowych,
śnieg chrzęścił pod stopami, niczym
celofan
zdjęty z opakowania czekoladek.
Błyszczał, jak miliony meteorów na
niebie,
mróz szczypał policzki i nos,
ale nam nie przeszkadzał.
Tuliłeś mnie do siebie całując
zimne, rumiane policzki,
niczym jabłka malinowe w koszyku,
które babcia przyniosła z piwnicy.
Puszyste czapy śniegu na drzewach,
jak pierzyna z waty,
otuliły delikatnie gałęzie.
Gdzieniegdzie, czerwone owoce.
na zmarzniętych krzewach dzikiej róży,
wyglądały spod białego puchu,
jakby czerwone korale na szyi
panny młodej.
Napisany 2008.01.08/poprawiony/Eurydyka/
Komentarze (21)
Bardzo mi się spodobał, taki sielankowy.Siarczysty
mróz i gorąca miłość i te babcine eksponaty.Tylko wg
mojej pamięci, którą potwierdziłam wglądem w słownik
ortograficzny St. Jodłowski i W. Taszycki rok wyd.1968
i w googlach gdzieniegdzie razem, a jeszcze jakiem
babcia to pierzynę bym dała z puchu.Pozdrawiam.
Miłość a wokół zima, biały śnieg i jej "czerwone
korale".
zaintrygował mnie tytuł, wiersz oczarował, takiego
pejzażu sie nie spodziewałam:)
Czytam,że już poprawiony. Ja jeszcze troszku bym
zmieniła. To Twój jednak wiersz. Napisany inaczej, nie
koniecznie, że lepiej od poprzednich Twoich. Inaczej.
Znakomite metafory, duży +.
Piękne porównania, ciekawy wiersz.