...Deszcz...
Słońce zrzucone z wielkiego mostu
znikneło...
W pociemniałej otchłani
zbuntowanych chmur...
A po nim wszelkie śpiewanie utoneło
I zniknął nagle o świcie zielony mur...
Wiatr o szyby tłucze bezbarwną czupryną
I trącając o gałęzie drzew i krzewów
Swą szeroką mocną jak on peleryną
Zrzuca spalone ziarno wiosennych
siewów
Po polach ugania się za nieznanym
Wodę spokojną ciągłym hałasem
złości
I krąży nieustannie
I rozrzuca włosy dla ludzkiej
piękności....
Drzewa targane wielokrotnie przez
wiatry
Zalewane często kroplistym potokiem
Groźnie spoglądają na świat jak we mgle
Tatry
I straszą zuchwalców swym śliskim
bokiem...
A gdy przyjdzie....
tajemniczy czas wieczoru...
Same płachtą się nakryje
dzienne zycie....
I wyjdą zmory z diabelskiego
taboru...
I rozlegnie się o szyb kropel bicie....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.