DRAGI I ONA, NARKOMANKA
Brała je coraz częściej,
Mała pigułka dawała jej cały dzień,
Wszystko zamieniała po prostu w nudny
sen,
Wokół blask jakiś, na twarzy uśmiech,
Odlot, wspaniały odlot już nie
rzeczywistość,
Co tam obchodził ją świat jakiś?
Wolała być jak fala w morzu,
Jak krzyk w lesie,
Wolała wiatr na własnej skórze
doświadczyć.
Nie chciała miłości,
Głupiej zazdrości,
Chwil samotności,
Szkoły gdzie tylko puste słowa,
Biegają między tablicą, a ścianą,
Jak opętany,
Życie to nie safari,
Udawać przed ludźmi,
Że co rano Cię budzi,
Śpiew skowronka,
Koguta pianie,
Skoro to tylko rodziców narzekanie.
Nikt jej nie pomagał,
Płynęła w to dalej,
To było jej lekiem na to, że świat
Nie zaczekał,
Na to, że on nie kocha,
Na to, że wtapia się w tłum,
Na to, że coś od niej chcą,
Na to, że nikogo nie ma.
Była szczęśliwa, znalazła sposób,
Na życie wspaniałe,
A do tego pewną tajemnicą owiane.
Niestety nie zauważyła,
Że bardzo pobłądziła.
To nie było odkrycie wielkie,
Że po dragach wszystko się robi piękne.
Piękne na chwile, bardzo krótką.
Co przyspiesza pod koniec biegu.
W końcu bez tego lekarstwa,
Nie umiała żyć i basta.
Rodzice nic nie rozumieli,
Choć tak bardzo pomóc chcieli.
Przyjaciółka odwróciła się,
Zauważyła jak ona zmieniła się.
Ręki wyciągniętej nie było wcale,
A kolejna tabletka zatruwała jej ciało
całe.
Aż wreszcie te drzewa, motyle i łąka
znikły,
Jak zresztą śpiew skowronka.
Znalazła się nagle,
Obudziła,
Dusza jej teraz pusta była.
Jej ciało brzydkie,
Jakby niezdrowe.
Co się stało,
Przecież jej życie tak krótko trwało,
A teraz co,
Już koniec?
Nie, to walki o życie początek.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.