Embriony, znowu gołąb i inne...
zbycie skór
z daleka słychać głos gołębi
to wiosny głos, skinienie Afrodyty
nie kruk mruk, życia zagnieżdżacz po
potopie
trochę zajączek, życia budzenie po nocy
w niepokoju serca
z radością
z niewielką nadzieją czciciel Słońca
i one ciągnące wozy Maryi Marzanny
snu duchów bzu
tęsknot kochanków do nieba kochanków
złączeń żabich duchów
i wypieków ciast z miazg owoców
tam przejścia w sens poznanej pieszczoty,
bo
gołąb się rozchwiał, napił somy z
podłogi
walnął w szybę, wyleciał w powietrze bez
celu
do słońca, na ukos do ziemi i nieba
szalony bohater rozbijający się o skałę
i o złudzenia
o myśl
o szklany klosz
ale i roztrącający to wszystko
gubiący się w powietrza bezkresie
opowieść kolegi go sławi
wieszcza godzin słońca i dzieciństwa
Ktoś maluje, skrawki farby odsłania
wydobywa spod nich embriony żywe
chroni, aż do ich przejścia w krasnale
w radość pełną uszu ust oczu głosów
parkowych gołębi
wołanie dla bacznych uszu i skór
zbycie skór
zbycie uszu...
głód nasycony się uspokaja
„w nocy zniszczenia pojawia się
światło gwiazdy dla zaspokojenia głodu
i jest źródłem myśli“
Komentarze (1)
Pomysłowe.
Forma zapisu też interesująca.