W fabryce
chyba ostatni już wiersz z serii W Kopytkowie. Robię rysunki, może uda się wydać. Dlatego jest mnie mniej pod Państwa wierszami
Jest fabryka w Kopytkowie,
różne buty produkuje.
Pradziad Maciej dał początek,
dużo ludzi tu pracuje.
Marcelina jest ciekawa,
jak wygląda butów szycie,
więc z Hubertem się umawia
na zwiedzanie. Znakomicie.
Bierze z sobą Loko, dzieci,
i sąsiada pana Jana.
On przeróżne ma pomysły
warte potem wykonania.
Szef produkcji pokazuje,
gdzie się kroi elementy,
na kopyto je naciąga,
zszywa i z podeszwą łączy.
Maciek chciałby tu pracować,
lecz mu zapach skór dokucza.
Może zostać projektantem,
bo rysować buty lubi.
A dziewczynki podziwiają
i planują zachwycone,
jakie buty kiedyś kupią.
Lecz czy będą jeszcze w modzie?
Janek pilnie obserwuje
szycie ściegów dla ozdoby.
Już ma pomysł jak usprawnić,
by się nitki nie zrywały.
Goście bacznie oglądają
buty damskie i sportowe.
Tyle wzorów i kolorów,
wszystkie modne i wygodne,
bo gdy buty są uszyte
stoją równo na półeczkach.
Przyjdzie czas na pakowanie,
już czekają pudełeczka.
Ciotka z mężem się naradza,
chce zamówić buty nowe,
dobre do podróżowania.
Może jakieś stumilowe?
Szef Kopytko sztab zwołuje:
niech eksperci opracują
nowy model odlotowy,
by klientkę zadowolić.
Grzeją głowy się fachowcom,
jaki model wybrać mają,
żeby ładnie i wygodnie
ciotce się podróżowało.
Długo trwały próby szycia,
wreszcie są buciki nowe.
Czy spełniły wymagania?
Nie są nawet dwumilowe.
Marcelina mierzy buty
na obcasie, z miękkiej skóry.
- Jakie piękne i wygodne!
Wypróbuję je w podróży.
Jeszcze prośbę mamy taką,
by zniszczone buty Loko
do naprawy teraz przyjąć.
- Do odbioru będą w środę.
Przyszła w środę Marcelina
i zdziwiona brakiem pyta:
- Gdzie są stare buty Loko?
- Naprawione, są jak nowe.
- Nowe? To zabrzmiało groźnie.
Czy swej mocy nie straciły?
To magiczne były buty,
w nich się nogi nie męczyły.
Są mięciutkie, z frędzelkami.
Cóż, w praktyce je sprawdzimy.
Chcę zobaczyć minę Loko,
kiedy w podróż się udamy.
Już pakują swe bagaże,
wyruszają do stolicy,
Marcelina obiecała,
więc chce spełnić obietnicę,
by pokazać piękne miasto,
tak zniszczone w czasie wojny.
Długo trwała odbudowa.
Teraz mamy czas spokojny.
Pojechali do Warszawy,
by obejrzeć miasto z góry.
Winda już im niepotrzebna,
bo magiczne buty ich wyniosły
na sam szczyt Pałacu Kultury.
Przeszli miasto wzdłuż i wszerz,
w kawiarence zjedli lody.
Nowe buty się sprawdziły,
nawet ich nie bolę nogi.
Przy okazji pochwalę się, że podpisałam już umowę na to, by jeden z wierszyków ukazał się w materiałach metodycznych dla nauczycieli przedszkola.
Komentarze (27)
Dziękuję wszystkim serdecznie za podobaski.
borth, poprawiam, dzięki
Miłej nocki wszystkim
Piękne i pouczające są Twoje wiersze. W pełni
zasługujesz na uznanie. Pozdrawiam serdecznie:)
Witaj Tereniu.:)
Moje gratulacje, za Twój sukces.:
Serdecznie pozdrawiam.:))
Gratuluję :) Super!
pozdrawiam cieplutko :)
Gratulacje!
A historia powstawania butów naprawdę może być ciekawa
dla dzieciaków.
Piękny, sympatyczny wiersz Teresko. Pozdrawiam.
*udało
Super, jak zawsze :-)
Odnośnie dolnego dopisku - gratuluję; odnośnie górnego
- trzymam palce, żeby się wszystko dało :-) I szkoda,
że to ostatnia część tego świetnego cyklu...
Pozdrawiam serdecznie :-)
PS Jakiś chochlik sprawił, że w pierwszym wersie ósmej
strofy zostały "buty". Powinny chyba być w drugim :-)
Fajny ,pozdrawiam :)
Bardzo fajny wierszyk :)
I gratuluję :)
Fajne wersy, chociaż dzisiaj kupno butów to nie lada
sztuka. Pozdrawiam :)
Sympatyczny wiersz, Teresko,
przeczytałam z podobaniem,
pozdrawiam serdecznie i też się polecam.