Gdańska Warszawa
Choć dwunasta wybiła
I tętni stolica
Każdy ruch w pełni chwili widzę
To Gdańska Warszawa
A ja zaraz idę
Zerkając na ludzi
Kroczących tam gdzieś
Pewności przekonań
Stąd mnie weź
Bez strachu, bez liku Bez przyczyn w zaniku
Iść chcę przed Siebie
Ze Sobą do Ciebie
Męczą mnie widoki
Sztuczne twarze, masek morze
Za każdą ich myślą kryję się
zwątpienia, może?
Wystarczy, Po co w swe gardła łykacie te
noże?
Dość tej obłudy
Kłamstwu powiedz, Milcz, do budy
Zamilkł głos zwątpienia w mej głowie
To czas, niech dowie się prawdy,
wnętrze o sobie
podążam za serca pragnieniem na dłoni
Wierze
Twa ręka mnie przy tym osłoni
Niczym ze sceny „Księgi Ocalenia”. Eli
nie szuka od kul schronienia
Bywają dni , nieswojo myślę na znak Twój
licząc
Bo by Cię usłyszeć, wystarczy milcząc
Spojrzeć w głąb siebie
rozpal serca znicze
Odkryj swe oblicze
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.