Gdy ryby nie biorą
Próbka prozy
Siedzę tak sobie nad wodą, wlepiam gały w
te topolowe spławiki i myślę zadając sobie
proste pytanie: Czy wędkarzowi potrzebna
jest żona. Stawiam więc wszystkie za jak i
przeciw. Znaczy się niekończący się rząd
plusów i minusów. Robaków nie ukopie,
brzydzi się, lub boi, co wychodzi na jedno.
Nie obudzi kiedy trzeba, głupio tłumacząc
się, że zaspała lub co gorsza zapomniała. Z
przynętami też radzi sobie raczej mizernie.
Te wady zaliczam do minusów. No ale są i
plusy: Ma pracę, a w domu każdy grosz
przecież potrzebny. Ja jestem z zawodu
malarzem pokojowym, mam tak zwany wolny
zawód, pracuję zatem raczej dorywczo.
Większość czasu poświęcając temu mojemu
mokremu hobby. No ale przejdźmy do tych jej
plusów. Zupę ugotuje i to nawet smaczną, ma
dryg do tego. Opierze, poceruje a jak
trzeba to nawet potrafi mnie rozbawić.
Ostatnio mówi do mnie z głupia frant tak, a
przestałbyś tak znęcać się nad tymi
rosówkami i wypuścił to całe robactwo na
wolność. Pojechałbyś sobie na „Plac
Szembeka”* i kupił tych najtańszych jabłek
co to ich nikt nie chce i miałbyś na co
łowić. Na jabłka durna babo, zareagowałem
natychmiast ostro. ( Charakter mam raczej
wybuchowy w spadku po ojcu) No
niekoniecznie mówi, te najtańsze są
przecież wszystkie robaczywe, pojadłbyś ich
sobie nad wodą a łowił na robaki. Myślałem,
że mnie szlag trafi na miejscu, ale zaraz
mi przeszło. Zrozumiałem, że to taki babski
żart i za chwilę razem z nią zrywaliśmy
boki ze śmiechu.
Ni do plusów ni do minusów zaliczam jej tę
głupią niechęć do trunków no ale skoro ja
mam odmienne zdanie, to tej niezgodności
charakterów nie biorę w ogóle pod uwagę.
O,o,o coś się zaczyna dziać z lewym
spławikiem, to go wykłada przypominając
branie grubego leszcza, to drgając zatapia
niczym linek. Ręce zaczynają mi z lekka
drżeć nie lubię takich dwuznacznych
sytuacji. Będzie tak bawił się aż wyssie
całą treść z robaka. W końcu
zniecierpliwiony spławik niknie pod
powierzchnią wody Zacinam, a na haczyku
trzepoce się okonek wielkości palca.
Wypuszczam go wspaniałomyślnie do wody,
radząc by przyprowadził dziadka na wyżerkę.
Poprawiam robaczka i dalej zaczynam
rozmyślać nad tym moim za i przeciw.
Część plusów jak i minusów przez te branie
wyleciała mi z głowy.
Zaczynam więc teraz od plusów. Zupy
ugotuje, ogarnie mieszkanie, przyniesie
parę złotych z roboty, zrobi zakupy,
upierze. No tak to wszystko prawda. Martwią
mnie jednak dalej te jej minusy i to że
nijakiej pomocy nie mogę w mej mokrej
profesji od niej oczekiwać. Ale też zaraz
te wszystkie jej plusy sprowadzają mnie jak
to się mówi na ziemię i uświadamiam sobie,
co ja bym bez niej zrobił? Z samych ryb bym
przecież się nie utrzymał a za marne
grosze z moimi zdolnościami nie zamierzam
pracować.
Ale oto dzień dobiega końca, czas się
składać. Słońce niczym wielka złota balia
chowa się za horyzontem. Wraca tęsknota za
ciepłem domowym, oraz ciekawość - co tam
małżonka upichciła dzisiaj na kolację...
Plac Szembeka* – Warszawski bazar na
Pradze Południe
Komentarze (32)
Świetna proza z humorem. Po udanych łowach, domowe
ognisko jest przystanią szczęścia. Jestem pod wrażenie
lekkości pióra. Pozdrawiam ciepło :)
Fajne pisanie, dobrze się czyta :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Świetnie, z humorem,
urzekła mnie ...tęsknota za ciepłem domowym...,
pozdrawiam serdecznie:)
Witaj "krzemanko" dzięki za pomoc w poprawieniu
błędów. Już jest wszystko ok. Ja jestem umysł ścisły a
piszę raczej z doskoku. :-) Oczywiście żartuję. Jaki
tam ze mnie umysł ścisły, taki sam jak nieścisły :-)
Jeszcze raz dziękuję za pomoc z tym nie żartuję.
Dobrej nocy życzę
Tekst pełen humoru, ale mam nadzieję, że to sf, bo
takiego męża to tylko pogonić, by się zdało, żona
zasuwa do pracy, dodatkowo pracuje na drugim etacie w
domu, a mąż - nierób, zamiast jej pomóc w tym domu, to
jeszcze na nią narzeka i czas spędza na swoim dość
/jak dla mnie/ durnym hobby.
Na szczęście dzisiaj takich kobiet jest coraz mniej,
które dadzą się wyzyskać, od dawna jest partnerstwo, a
takiego pana i władcę, co w niczym nie pomoże, a
finansowo jeszcze czeka by żonka mu dała, to lepiej
omijać za daleka, na szczęście to dziś rzadkość, bo a
kobiety wolą być singielkami, niż kimś takim.
Pozdrawiam, a tekst fajnie się czyta, owszem, przy
okazji zapraszam do poprawionej Vilanelli, Andrzeju,
wybacz, że napisałam jak widzę treść prozy, ale ja
sobie nie w3yobrażam być a roli tej kobiety, wolałabym
sto razy być sama, tego typu panów omijam szerokim
łukiem, cenię partnerstwo w związku.
Tekst godny nicka:) Fajnie się czyta.
Chyba: "przestałbyś", "to całe robactwo", "pojadłbyś",
"szlag" tak bym napisała. Miłego dnia:)
ironicznie się uśmiecham (do tych plusów)
Dobrze Okoniu!!
Głos i szacun jest twój!!!
Z przyjemnością czytałam. Pozdrawiam serdecznie z
podobaniem. Życzę beztroskiego dnia:)
Fajne, z humorem, lekką autoironią. Dobrze się czyta,
a Plac Szembeka to już trochę moje rejony:).
Pozdrawiam
Zsciekawiłeś
Kolejny świetny kawałek prozy.
(rybak ze mnie kiepski, ale za to za moment wybieram
się na Pragę ;-)).
Pozdrawiam.
Każdy ma jakieś plusy i minusy...ale jak się kogoś
kocha, to przecież nie wybiórczo tylko z całym
pakietem wad i zalet...:)
Pozdrawiam Okoniu :)
Ponarzekał trochę żeby potem pochwalić:-);-)
Świetny tekst Andrzeju, z uznaniem i podobaniem
przeczytałem, a małżonka moim zdaniem to skarb
najcenniejszy, pozdrawiam serdecznie i ślę
serdeczności.