Hamlet albo rozważania o brodzie
Broda mi rośnie, twarz szarzeje,
O Panie Czasu – co się dzieje.
Spoglądam w lustro, twarz obleśna,
Jak satyr z bajki lub zjawa leśna.
Gęba tak obca, choć oczy moje.
Co myślą inni gdy ja się boję !
Po kiego diabła uległem żonie,
Wszak mogłem toczyć o brodę boje.
Nie lepiej było kupić perukę ?
Miałbym ci włosów od razu pukiel.
A tak ni włosów ani wyglądu,
Twarz taka szara jakby od trądu.
Patrzę tak w lustro i parskam śmiechem.
Myśl jakaś znana powraca echem.
Coś przypomina moje vis – a –
vis,
Lepiej nie wracać wspomnień myślami.
Orzeł czy reszka, golić nie golić,
Ciąć czy też dalej rosnąć pozwolić.
Jak Hamlet czaszkę, żyletkę trzymam.
„Ciąć albo nie ciąć” –
dramatu finał.
Dam ci skubana czas do soboty.
Jak nie urośniesz będą kłopoty.
Stanę przy lustrze, wezmę maszynkę
I tuż przy skórze zetnę szczecinkę..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.