Historia Kowala z Podkowy
W gęstych dąbrowach, we wsi Podkowa,
Nad brzegiem rzeki żył pewien kowal.
Lecz w swojej kuźni, jak na ironię,
Wykuwał głównie podkowy krowie.
Ale dlaczego - myślicie sobie,
Kowal miał robić dla krów podkowy?
Prosta odpowiedź panie panowie:
Bowiem raz konie, po krów namowie,
Uciekły ze wsi - o czym opowiem.
Więc pierwsza sprawa, że rosła we wsi,
Trawa o jakiej nawet się nie śni.
Aż wieści niosły się w całym kraju,
Że koniom pewnie jest tam jak w raju.
I tak też było. Trawa aż miło,
Nie tylko jakość ale i ilość.
I lśniła rosą, kusząc co rano.
Lecz oprócz świeżej, miały też znaną,
Potrawę z trawy suszonej - siano.
Zwierzęta były silne i zdrowe,
Więc głównie z tego znano Podkowę.
Dlatego też wieś każdy szanował,
I tam kupował od ludzi konie,
Gdzie dobrze jadły i dbano o nie.
A handel końmi był dochodowy,
Więc żyli nad stan, najlepiej kowal.
I nikt nie myślał nawet o krowach,
W ich głowach były drugoplanowe.
Lecz wiartr odnowy wiał raz w dąbrowach,
I potrzebę zmian, obudził w krowach.
- Czas przejąć łąki! Czas by się
chronić!
I raz na zawsze konie przegonić.
Więc przyrzeknijmy to siostry sobie,
By prawo krowie wcielić w Podkowie.
Tak w cichej zmowie zaplanowały,
Że przekonają je swym gadaniem,
I na to podstęp miały nie mały.
Nazajutrz krowy, wedle swej zmowy,
Podeszły do koni, jak gdyby po nic,
I mówią do nich: - Ludzie gadają,
Że: "Mleka mało krowy coś dają".
- A przecież wiecie, że wciąż coś knują,
Planują jeszcze zyski podwoić,
Mają się role zmienić na roli,
Mało jest mleka, więc was chcą doić,
No a dojenie, uwierzcie, boli.
I to był koniec koni w Podkowie,
Dokąd uciekły nikt się nie dowie.
Krowi porządek tam zapanował,
Więc trzeba było zacząć od nowa.
Cierpieli wszyscy, najbardziej kowal.
Połowa wioski straciła pracę,
Kowal kuł krowy za niską płacę,
I z czasem życie tak wszystkim zbrzydło,
Że aż mówili na krowy - bydło.
Ale los plan miał tak ułożony,
Że znów odwrócił konia ogonem.
I gdy nadziei się knot dopalał,
Do wsi zajechał szwagier kowala.
Ucieszył się nim kowal jak nikim,
Choć był zdziwiony, o nic nie pytał,
I rad powitał szwagra rzeźnika.
Dał mu zjeść chliba, polał mu mlika,
I opowiedział o krowich trikach.
Wysłuchał szwagier, kowalich żalów,
I tak ustalił, i nie inaczej.
- Żeby przywrócić ład we wsi waszej,
Trzeba by krowy trochę nastraszyć.
By zeszły z łąki precz, bez gadania,
To może konie znow wrócą na nią.
Udał, że pole kupił pod rzeźnie,
Chodził i kroki mierzył potężne,
Czujac, że krowy sposobem weźmie.
Tym razem krowy zniknęły nocą,
Bo zrozumiały na co i po co.
- Z taką pomocą - kowal narzekał,
To chyba we wsi cię nic nie czeka,
Nie ma już koni, krów ani mleka.
Więc ten odjechał. Szwagra zostawił,
W rozpaczy prawie. Ten poszedł w pole,
O lepszą dole modlić się w trawie,
Do Pana Boga, by to naprawił.
I gdy prowadził z Bogiem rozmówki,
O jakąś pracę i lepsze zdrówko,
To nagle ujrzał w liściach Dąbrówki,
Pasikoniki i boże krówki.
I coś go tchnęło, poczuł się luźniej.
A chwilę później zamknął też kuźnię,
I wnet zapomniał prawie Podkowę,
Uznając że Pan Bóg wskazał mu drogę,
Poszedł do szkół i został biologiem.
Komentarze (7)
Dziękuję bardzo.
Świetne!
I jakoś pomyślało mi się o zmianach rządów w różnych
państwach...
Z zachwytem przeczytalam.. Milego dnia :)
Fajna historia, z podobaniem i uśmiechem pozdrawiam
serdecznie.
To jest zabawna opowieść o kowalu z Podkowy, który po
serii wydarzeń związanych z intrygami krów i porażką
koni, kończy zamykając kuźnię i zostając biologiem, co
pokazuje, że czasem los potrafi obrócić się w
nieoczekiwany sposób.
(+)
ale fajna historia!
:)) Uśmiech.
Pozdrawiam.