Idą
Idą, na wietrze szumią sztandary
w barwach błękitu i krwi na śniegu.
Za ich plecami kipią pożary
i gaśnie życie przerwane w biegu.
Czwórkami idą nieznaną drogą,
buty podkute i krok miarowy.
Na twarzach rygor zmieszany z trwogą,
a wokół mroźny ranek lutowy.
Niosą swe młode lata w plecakach,
śmierć wciąż podąża wolno ich śladem
i płacz i dusze w smutnych orszakach,
niczym wiosenne mgły ponad sadem.
Lśnią gwiazdy rodem z wojskowych szarż,
jednak na drodze do nieba bramy,
słyszą komendę. Stój! Obratnyj marsz!
Tutaj zbrodniarzy nie przepuszczamy!
Komentarze (16)
Wzruszający wiersz. Niestety niewinni ludzie giną
przez nieodpowiedzialnego, szalonego i chorego na
władzę człowieka. Na, - co świat czeka!!! Trzeba na
stałe odizolować ludobójcę. Pozdrawiam serdecznie.