Idąc korytarzem snu
Ciemność...
Idę ślepym korytarzem, pomagając sobie
dłonią sunę po nieoszlifowanej powierzchni
ścian wbijając w nią drzazgi...
Ból niema teraz znaczenia,chcę jak
najszybciej uciec, wymknąć się z ponurego
miejsca...
Tylko jaki obrać kierunek, trudno jest
postawić kolejny krok na nieznanej dotąd
drodze...
Może zawrócić, tam już kiedyś byłem...
Ale gdy za mną, gdy za moimi plecami nic
już nie ma, nikt na mnie nie czeka, po cóż
zawracać...
Chwila zawahania, ktoś chwyta mnie za rękę
i ciągnie ku górze, las rąk przyjaciół
wybudza mnie z niekończącego się
koszmaru...
Jestem wśród Was i nikt nie zmusi mnie do
ponownego zejścia do bezkresnej ciemnicy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.