Jak wulkan...
Jak wulkan drzemiący
przez lat tysiące
wybucham z ogromną siłą,
bo tyle lawy się nagromadziło,
że pękło by serce...
Ból rozrywa wnętrze,
a w głowie grzmoty i burza.
Gniewny błysk z oczu się wynurza
z deszczem ulewnym, słonym,
a w piersiach palę się, płonę.
Spazm przeszywa mięśnie,
drżą, trzęsą się ręce...
I lawa słów wystrzeliła z mych ust
napełnionemu po brzegi bólowi dając
upust...
Zawsze spokojna, łagodna, cicha, znosząca z wielką cierpliwością to wszystko co wokół się dzieje...milczałam, choć w środku bolało...Ale coś we mnie pękło, już dłużej nie potrafię, nie umiem nad tym napięciem zapanować...Muszę to wykrzyczeć!!! Muszę wyrzucić to z siebie!!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.