Kamień
Nikt do drzwi moich nie puka,
Nikt mego wnętrza nie ceni.
Leżę ściśnięty tu w bruku
Wśród braci moich kamieni.
Jestem matowy, jak ziemia,
W nawierzchnię wbity głęboko,
Od moich braci, kamieni
Niczym nie różny na oko.
I tak mi lata mijają
Wciąż tkwię, gdzie przydział dostałem.
Raz deszcze na mnie padają,
Raz słońce mnie grzeje upałem.
Gdy dzień jest mgłami zasnuty,
To dumam tak rzewnie czasem:
„Co będzie, jak koła i buty
Zetrą mnie w końcu na piasek?
Dumanie niewiele zmieni.
Mgły rzedną wraca żar słońca...
To moje miejsce na ziemi
I wytrwam na nim do końca.
Komentarze (23)
Ciekawie zobrazowany determinizm społeczny. Miłego
dnia Michale:)
Za Roxi01 - jej drugim komentarzem.
Smutne to trwanie.
(ale ciesz się, że nikt w niego nie kopie- to tak z
humorem)
Wiersz dla mnie super :)
Czytając wiersze przeważnie mam jakieś skojarzenia,
czytając "Kamień" moje myśli popłynęły do słynnych
słów z Księgi Koheleta "Marność na marnościami i
wszystko marność"
Ja oczywiście nie zgadzam się z tymi słowami bo sami
nadajemy wartość rzeczom i sytuacjom. A że i bywa
marnie w naszym odczuwaniu to jest marnie dla ,mnie a
niekoniecznie dla innych.
To o kamieniu czy raczej o człowieku.
Uczłowieczony kamień.
...ostatnia zwrotka,bardzo na tak
my ziarna rzucane na glebę przez Stwórcę dobre i mądre
słowa
Pozdrawiam Stefi;))
Nawet o kamieniu można napisać z pasją, z uznaniem
pozdrawiam