Z kąta sali
z łóżka w kącie sali na tle jasnej
ściany
jej zapadłe usta do wszystkich się
śmiały
oczu ciemny błękit tym bardziej głęboki
że go otaczały śnieżnobiałe loki
kiedy o swych dzieciach i wnukach mówiła
w ciało wstępowała niepojęta siła
syn dobry zaradny wiecznie zabiegany
bukiet róż przysyła zawsze na dzień mamy
wnuk grzeczny i zdolny wnusia niczym
anioł
pamietają babcię w każde święta dzwonią
w oczach rozbłyskały iskierki wesołe
i śmiała się każda zmarszczka na jej
czole
tylko w dni świąteczne wyglądała z kąta
nieco pochmurniała siedziała milcząca
króciutkie spojrzenia rzucała ukradkiem
gdy ktoś z korytarza pociągał za klamkę
w daremnym czekaniu wlekły się minuty
póki mrok nie zmienił nieba w granat
smutny
a gdy gość ostatni zamykał drzwi sali
twarz stygła w bezruchu oczy wilgotniały
Komentarze (2)
bardzo smutne, nie daj Bóg takiej starości i takich
dzieci
Wzruszający, bardzo smutny obrazek. Wiersz rytmiczny,
dobrze się czyta. Pozdrawiam.