Kiedyś...
Kiedyś trzymałeś mnie za rękę
gdy się mocno bałam
patrzyłeś w oczy
kiedy płakałam
otwierałeś serce
ciepłem duszę lecząc
chcę dziś więcej
modlę się klęcząc
pytań nie zadaję
wniosków nie wyciągam
serce kraję
ukradkiem spoglądam
pytać nie pytam
wnioski same płyną
tylko niekiedy cię spotykam
wspomnienia wracają
marzenia giną
nie ma myśli i pragnień
pragnienia pierzchły
wzbiły się w niebo
jak motyl uciekły
pamiętać nie przestane
zapamiętam na zawsze
będzie to dla mnie konaniem
i płaczem na tratwie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.