Komary
Na początku lipca na jachcie pływałem,
wtedy to nie burzy najbardziej się
bałem,
a krwiożerczych bestii, które tam
mieszkają
i przez całe lato morze krwi spijają.
Za dnia wciąż ukryte w szuwarach i
lasach
czekają, by dopaść jakiegoś golasa,
raz o mały figiel byłbym zagryziony,
gdy na brzeg wysiadłem potrzebą
zmuszony.
Ledwie stopą ściółki pośród drzew
dotknąłem,
napadły mnie z bzykiem zanim gatki
zdjąłem,
więc ile sił w nogach gnany widmem
trwogi,
szukałem na łódkę przez las krótszej
drogi.
Dawniej nie wiedziałem skąd się to coś
bierze,
czy to robak jakiś czy też małe zwierzę,
dziś wiem to na pewno, że ci co mnie
kłuli,
to są potomkowie wampira Drakuli…
Komentarze (64)
Żeglarz odtąd jest sprinterem -
nie chciał bąbli mieć na ciele. :)
ach te komary ...jak ja ich nienawidzę ...
Uśmiech ;) pozdrawiam
:))znam ten bol.
pozdrawiam:)