Kopiec
Usypałem kopiec. Oszołomień brunatnych
w sercu brak. W duszy krach, na
szczycie:
Ty, ja i wilgotna łza. Po środku lecą
wolno
smutne wyznania, blade pożegnania.
Widok mglisty z mego kopca od dziś.
Zapomniałem już trzask łamanego
pod naporem Twego uścisku lodu.
Zielone aleje, świetliste latarnie,
sto serc na szybie z celofanu,
jeden pocałunek na tysiąc słów
nie wystarczył nawet na pogrzeb
pająka, co spadł ze swej sieci...
Skoczyłem z mego kopca dziś.
Nie ulżyło. Nie uniosło w górę.
Spadłem, diabła nie spotkałem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.