O królewiczu... 3
Skrzynie i paki, stojące w ciasnej ładowni,
niebezpieczne się zakolebały. A w tej,
którą wniósł na okręt królewicz, Zyda
ukryła zły czar.
Raptem, podczas kolejnego przechyłu statku,
wieko skrzyni otwarło się. Pośrodku mrugało
złośliwie oko macochy, patrzące na
skulonego w kącie Dona. Rozległ się
straszny, diabelski śmiech, a potem długa
ręka, uzbrojona w pałkę, zaczęła okładać
królewicza po plecach.
- A nie będziesz się więcej włóczył! Masz
robić to, co ci każę i dziękować za to, że
masz dach nad głową - skrzeczała Zyda. Jej
moc czarodziejska była bardzo duża, więc
była pewna, że królewicz się przed nią
ugnie. Czarownica myślała, że już pokonała
Dona, tymczasem to nie koniec bajki.
Młodzieniec nie namyślał się wiele, lecz
tylko troszeczkę. Nagle wyskoczył z pokładu
wprost do wzburzonego morza, które uniosło
go w dal. W chwili, gdy znalazł się w
wodzie, okazało się, że sól w niej zawarta,
osłabia czary Zydy, za to zmoczone loki
dodają siły królewiczowi. Don starał się
utrzymać na powierzchni i jak najszybciej
odpłynąć od statku.
Jednak Zyda nie zasypiała gruszek w
popiele. Ja też nie wiem dokładnie, co to
znaczy. W każdym razie, wiedźma natychmiast
zawołała na pomoc swoje zaczarowane ptaki.
Krzyknęła teraz:
- Morskie orło-wrony, weźcie Dona w szpony!
Włosy mu wyskubcie, a żadnego nie zgubcie,
bez loków będzie stracony.
Ptaszyska ruszyły do ataku. Były już
blisko, a rozkołysane fale utrudniały
chłopcu ucieczkę. Don jednak uniósł się na
grzbiecie dziewiątej, największej i
najwyższej z nich, przysłanej przez dobrą
wróżkę i szybko odpłynął w dal.
Umknął pościgowi. Nie wiedział jednak dokąd
zaniosła go fala? Kiedy morze się
uspokoiło, pomyślał, że ma szansę dotrzeć
do zbawczego brzegu, jeśli będzie płynął w
jednym kierunku. Obserwował wędrówkę słońca
po niebie i położenie gwiazd nocą, żeby nie
zboczyć z obranego kursu. Pełen nadziei,
podwoił wysiłek.
Kiedy tak długo, długo płynął, jego silne
ramiona omdlały. Obawa przed utonięciem
osłabiła wiarę królewicza. Na co mógł
liczyć płynąc samotnie przez ogromne
morze?
O czymś jednak nie wiedział. Właśnie!
Przecież miał przy sobie jeszcze coś, na
czym mógł polegać. Miał łut szczęścia,
który otrzymał od matki chrzestnej.
Tymczasem Don płynął dalej, choć wydawało
się to daremnym trudem. A jednak po wielu
godzinach pojawił się przed jego oczami
zarys lądu. Serce Dona zabiło z radości.
Komentarze (24)
ciekawie, wciąga,,pozdrawiam:)
ale mnie wciągnęłaś w tę historię!
Przeczytałam wszystkie trzy części tej pięknej bajki i
z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)
Nie wiem jak inni ale ja jestem coraz bardziej
wciągnięty w tą opowieść i zachwycony. Pysznie. :).
Pozdrawiam :)
Pięknie, historia mnie wciągnęła :)
Pozdrawiam serdecznie :)
wierzyłem w szczęśliwe zakończenie ..takie bajki
uwielbiam ...
Ale wredna i mściwa ta Zyda, jakiś hak by się na nią
przydał...:) czekam na pomysłowość Dona, skoro w toni
nie skonał...:) pozdrawiam szadunko :)
Właśnie. Stare polskie przysłowie mówi, że lepszy łut
szczęścia, niż cetnar rozumu.
Śliczna bajka.
Z zainteresowaniem czytałam i niecierpliwie czekam na
ciąg dalszy. Udanego dnia wypełnionego serdecznością:)