Ludzie spod czerwonej krechy
dlaczego nasze życie musi być ciągłą walką? My też jesteśmy głodni...
Szablony.Maszerują rzędami, linijki dzierżą
w dłoniach,
cyrkle, kątomierze, ekierki.Będą nas
prostować.
Przyłożą miarę swego schematycznego ja,
obetną wystające krawędzie, psujące ich
spojrzenie na świat.
Mają prosty plan, chwile zbuntowanej
młodości,
potem krecha czerwona.Dorosłe życie.Powaga
i milczenie.Dorosłość.
Żadnych pasji, żadnej walki o swoje,
beznadziejna pustka dusz, przemijanie,
umieranie w zamknietych domach.
Sztywni i poprawni, obserwują nas,
walczących,
gdy krzyczymy, gdy żyjemy swoją chwilą,
ubierają w psychiczne choroby.
Dla was za starzy i za słabi na idee,
wasze poglądy umieraja, gdy przekroczą
czerwona krechę.
My nigdy się nie poddamy, my, ludzie spod
czerwonej krechy,
nie będziemy żyć modelowo.Chcemy w coś
wierzyć.
Zabieramy głos w ważnej sprawie, jesteśmy
odbiciem jak w lustrze.Waszych słabości i
lęków,
waszych marzeń, których się boicie.Waszego
sumienia.
Nie podzielimy życia na punkty umowy ze
społecznym narzuceniem!
Piszemy Aneks!Mamy odwagę.Mamy marzenia.
Dla was są wariactwem bogaczy, dla nas
pokarmem, powietrzem, siłą,
zawsze skazani na wygnanie.Ale będziemy
żyli.
Wyklęci przez społeczeństwo za prawo do
walki,
popychani i pluci.I tak sie nie poddamy.
Zapłaczemy, zakrwawimy, połamiemy nogi.
Będziemy czołgać się, dopuki sił
starczy.Nie oddamy wam serc.To nasza
droga.
Tyle mamy ile jesteśmy.Tym jesteśmy, czym
żyjemy,
nikt nas nie głaszcze po głowie, nie
przytula łapy zimnego systemu.
Też jesteśmy ludzi, też czasem jest żle,
ale nie widzicie tego, bo nie chcecie.Tak
jest ok.
A gdy spojrzycie, i wystaja krawędzie ponad
wasze miary,
gniew budzi sie w was.znów macie
koszmary.
To tylko nasz świat, inny niż wasz.Przecież
tak jest z nami,
że niekoniecznie ponad czerwona krechą,
chcemy dosięgnąc umierania.
Pragniemy zdobywać świat, krzyczeć i
płakać, gdy chcemy,
pragniemy swoich idoli i swojej sprawy.Nie
waszego zaplanowanego systemu.
A wy wyrzucacie nas za nawias, wiec
walczymy.Gniew rozsiewamy na wasze
plastikowe kwatery,
to nie bunt.To byc albo nie być.Kochamy
siebie.
Ludzie spod czerwonej krechy, zawsze na
polu bitwy z Babilonem,
będzie nas więcej.Wasz sytsem nas rodzi.
Przeklinajcie, ile chcecie, każdy wasz cios
naszym pokarmem,
powodzenia manekiny życia.Nie włączymy sie
do tego marszu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.