Miał być ślub
Żoną twą miałam być
w śnieżnobiałej sukni
przetykanej srebrną nicią,
w welonie utkanym
z pajęczyny lekkich koronek
i z bukietem błękitnych niezapominajek
w drżących dłoniach.
Mieliśmy stanąć razem
na ślubnym kobiercu,
nasze matki miały płakać,
ojcowie pękać z dumy,
a goście wypełniać
kościół cały po brzegi.
Miał być ksiądz -
starszy miły pan
i organista grający
marsz weselny,
a nasze kroki miały podążać
purpurowym dywanem
w rytm podniosłych dźwięków.
I wesele miało być
z orkiestrą skoczną
jak pasikonik,
tańcem i zabawą,
a na torcie weselnym
miały widnieć nasze inicjały.
Ale ja zduszona
swymi wątpliwościami
uciekłam sprzed ołtarza
i wiele dni płakałam,
i już nigdy szczęścia nie zaznałam.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.