Międzynarodówka
Pierwszego sierpnia po Wiśle pływał statek z magistratu oblepiony żółto-czerwonymi flagami i świętował rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego puszczając z głośników Międzynarodówkę.
Na horyzoncie lśni osiem krzyży,
które pamięci strzegą uparcie.
W ziemi skruszone kawałki spiży
i białe kości na proch przetarte.
Wyją syreny, a smętne tłumy
przez dłuższą chwilę zastygły w ciszy,
budując wzniosłe gmachy zadumy
z nut starych pieśni i barw afiszy.
Kilku z tych, którzy wciąż jeszcze
trwają,
ostatnie z bólem liczy minuty
i choć powieki im opadają,
znów by ruszyli szlakiem marszruty.
W dole, po Wisły zmętniałej toni
statek odziany w kolory miasta
płynąc demony zgrzybiałe goni,
których nie zrodziłby sam fantasta.
Marsz Mokotowa w dali jest grany,
a tu po wielu latach nękania,
z głośników statku hymn zapomniany
wzywa czerwoną brać do powstania.
Zapewne sygnał to z magistratu
leci na Pragę po rzecznych piachach.
Niedługo damy im do wiwatu,
choć dziś wciąż dobrze się ma „wataha”.
Ktoś pewnie dawno już ją pochował
i za to zebrał słone tantiemy,
a Polska rodzi się wciąż od nowa
i nie umiera, bo my żyjemy.
Komentarze (17)
co do budowy wiersza wers"
"których nie zrodziłby sam fantasta." widzę jako: np.
ich nie zrodziłby i sam fantasta.
podobno nie mieli czasu na "świętowanie" z
"nacjonalistami" a tam "pracowali"