mój dzień
Dzisiaj cały dzień spędziłam pod kocem utkanym z marzeń...
Obudziłam się w swojej samotni
i ujrzałam błękit sklepienia,
to cudowny kolor, kolor otchłani
marzeń...
Patrzyłam na niebo
i zauważyłam, że moja dusza
powoli wspina się po parapecie serca
i wymyka się przez okno...
Nie próbowałam jej zatrzymywać,
oddałam sie bez reszty marzeniom...
Wspięła się więc schodami na niebo
i zaczęła spokojnie pływać wśród
chmur...
Nagle,
mój koc się zaczerwienił...
Nie znałam wcześniej tego uczucia...
To chyba miłość...
Zrobiło mi się przyjemnie ciepło
i zauważyłam, że mój koc staje sie
zielony,
zielony od nadziei,
która zagościła w mym sercu,
że ta boska chwila czerwieni
może trwać wiecznie!
Biały...
Jak miło poczuć się tak niewinnie...
Trochę infantylnie błogo...
A później przeciwnie...
dojrzale, brązowo...
Teraz koc jest przezroczysty.
Czy jest kolor przezroczysty?
Dla mnie jest...
Taki kolor ma zapach, czuję się
zmysłowo...
Taki kolor ma łza, czuję się
wzruszona...
Taki kolor ma powietrze i woda, czuję że
żyję...
Taki kolor ma szyba w oknie mojej duszy,
otwieram więc okno...
i mój koc staje się czarny,
tak głęboko czarny...
Przyszła ochota na gorącą, niebanalną...
kawę
wśród naniebnej muzyki duszy
i ciepłych podmuchów wiatru,
przy otwartym oknie
i wirującej firance...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.