Mój los
Od tamtej chwili już rok minął niestety.
Ja byłem wciąż wierny, byłem bez
kobiety.
Ty byłaś szczęśliwa żyłaś jak szalona.
I z nim się bujałaś wciąż zadowolona.
Aż przyszły święta, spędzone beze mnie.
Wtedy poczułaś się bardzo mizernie.
I zrozumiałaś, że w życiu zbłądziłaś.
I do mnie po roku wreszcie zadzwoniłaś.
I mówisz, że mnie kochasz nie jego.
Że mąż jest ważniejszy niż romans z
kolegą.
I z znowu Twe słowa mnie ranią i bolą.
Jak gdyby ktoś rany posypał mi solą.
A już zaakceptowałem życie w samotności.
Bo nie chciałem się wiązać z nikim w
przyszłości.
A teraz przepraszasz i chcesz do mnie
wrócić.
Mówisz by przeszłość zatrzeć, z głowy
wyrzucić.
Czy to możliwe nie wiem doprawdy.
Bo dla mnie miłość i związek - to nie są
żarty.
A Ty żono moja jesteś jak dziecko
kapryśne.
Że do małżeństwa nie dorosłaś tak często
myślę.
Choć teraz mówisz, że wiesz ze
zrozumiałaś.
Że tak naprawdę to mnie zawsze kochałaś.
Że tylko przy mnie i ze mną chcesz być.
Że tylko dla mnie chce Ci się żyć.
I co ja mam zrobić nie wiem, nie wiem już
sam.
Gdyż wątpliwości i wielkie obawy w swym
sercu mam.
I nie wiem czy Twoje słowa znów nie są
obłudne.
Dlatego podjęcie decyzji jest dla mnie tak
trudne.
A każda decyzja ma nie jedną wadę.
I nie wiem czy ten ciężar udźwignąć dam
radę?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.