Moja duma...
Kto nie poznał cierpienia nie nauczy się miłości...
Zobaczyłam Ciebie tamtego dnia…
Śmiałeś się głośno i niosłeś radość
innym.
Gdy ja podeszłam, zajrzałeś mi w oczy
I utopiłeś mnie w swoim spojrzeniu.
To ja igrałam z wiatrem i śpiewałam
ptakom…
To ja kolorowałam kwiaty i motyle dla
Ciebie…
Wypisałeś swe imię w moim sercu,
A ja nazwałam tak moje szczęście.
I wtedy zobaczyłam ją… Drwinę.
Tak, kpiłeś z kolegami z moich uczuć,
A ja mimo dumy uciekłam z płaczem…
I chociaż goniłeś mnie krzycząc:
„Tylko żartowałem” biegłam
dalej.
W końcu upadłam i stoczyłam się na samo
dno.
Tam umarłam.
Tam właśnie umarłam dla Ciebie, dla siebie
i dla całego świata,
Ale nie dla mojej dumy.
To ona sprawiła, że wstałam i wczoraj
przeszłam obok Ciebie.
I to jej zasługa, że znów stałam się
niezależna.
To moja duma nigdy się nie poddaje i ona
trzyma mą głowę wysoko.
I wierz mi, szybko znalazłam innego, bo
wielu mnie pragnęło.
Każdego jednak dnia widziałam Twój wzrok
przechodząc obok Twojego krzesła…
A ty?
„Odprowadzałeś” mnie
spojrzeniem, aż do mojego chłopaka.
Wiem, że to była tylko gra…
Jednak życie bez miłości, bez TWOJEJ
miłości i bez Ciebie nie ma sensu…
Dlatego z dumnie podniesioną głową stałam
na torach…
Pożegnanie jest tylko chęcią ponownego zobaczenia....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.