Nad rzeką
Za zakrętem ścieżki widać było rzekę
obrośniętą olchami i wierzbami.
Woda iskrzyła się w cienkich
promykach słońca prześwitujących przez
sklepienie drzew. Wierzba, zrośnięta z
trawą nad rzeką węzłami swoich korzeni,
tkwiła zamoczona w wodzie, wokół tworzyły
się zmarszczki, wraz z powiewem
kapryśnego wiatru.
Dalej płynęła spokojnie, śpiewając swoje
pieśni po omszałych kamieniach, pluskając
cicho w przybrzeżnej trawie. W rzece,
pływały szare i barwne kaczki, nad którymi
kołował myszołów. Czasami, słychać było
chlupot i plusk wody kaczek, muskających
powierzchnię wody podczas lądowania
na środku rzeki.
W przejrzystej wodzie, śmigały rybki
między plamami światła i cienia. Odbijały
się też, rozmyte cienie nartników sunących
ponad powierzchnią wody. Wysoko w górze
kołował bocian, po czym z gracją wylądował
na łące. Biegający niewielki psiak z
falującymi uszami, podbiegł z
zainteresowaniem
do boćka, który nie wiele myśląc dziobnął
go w łepek.
Psina padła niczym rażona, a bociek jak
gdyby nigdy nic majestatycznie się oddalił,
co jakiś czas podfruwając, po czym jeszcze
raz popatrzył w kierunku psa, uniósł się w
powietrze i odleciał.
Zdezorientowany psiak, podniósł się i
zdziwiony rozglądał się wokół, nie widząc
przyczyny swojego upadku. Sadząc wielkie
susy przez wysoką trawę, pognał gdzieś
dalej, a jego jedwabiste uszy trzepotały
niczym skrzydła.
A ją, ogarnął nagle żal nad samą sobą.
Dopadł z znienacka, jakby jakieś
stworzenie
wyskoczyło z zarośli i wczepiło się
pazurami w jej pierś, po czym znikło, a ona
została, chwiejąc się na nogach z mętlikiem
w głowie. Przed oczyma stanęła jej inna
łąka, gdy słońce ogrzało już trawę, a oni
oboje idąc, nagle się zatrzymali i runęli
na nią, czując jej ciepło i miłe
łaskotanie, gdy
tarzali się w soczystej zieleni…
Nieco później, zaspokojeni leżąc w wysokiej
trawie, słyszeli głosy ptaków i szelest
małych zwierzątek w zaroślach.
Zatracała się w jego ramionach, już znanych
i jakże kochanych, wracała chęć do życia.
Jego pocałunki były mocą, która sprawiała,
że usuwały się bariery rozpuszczając się,
niczym cukier w wodzie.
Stawali się jednością, nie było pomiędzy
nimi skrępowań, napięć, domysłów, oczekiwań
czy udawania. Pragnęli się wzajemnie i to
nie podlegało dyskusji. Odnajdywali jakby
na powrót samych siebie, coś się na nowo
budziło, coś nowego i świeżego.
Teraz delikatny wiatr, niczym skrzydła
motyla muskał trawy na innej barwnej łące,
a wspomnienia płynęły wartkim nurtem…
Cdn.
Tessa50
Czasami
trzeba usiąść obok
i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni,
wtedy nawet łzy będą smakować
jak szczęście.
Wacław Baryła
https://www.youtube.com/watch?v=aGzG6p9-oe0
Komentarze (35)
Uraczyłaś mnie zachwycającym spojrzeniem wstecz i na
nadzwyczajnej urody naturę.(+) Pozdrawiam :)
Przepiękna poetycka proza, czyli standard pod tym
adresem.
Z wielką przyjemnością, jak zawsze.
Pozdrawiam ciepło, Teresko :)
Przeniosłaś mnie do przepięknego zakątka przyrody. I w
zachwycający sposób pokazałaś magię miłości, a ona
przecież jest też częścią natury.
Przepiękne opisy przyrody. I uczuć.
Może faktycznie taka miłość istnieje?
Pozdrawiam ciepło :-)
Zawsze z zachwytem czytam wspaniałe opisy wypełnione
piękna przyrodą i zmysłowmi wspomnieniami. Pozdrawiam
serdecznie, miłego wieczoru i spokojnej nocki:)