niecodzienna-codzienność
... ukochany czasem ucieka przed promieniami słońca... chyba każdej z nas to się zdarza
No i znów
Nasze usta złączyły się
A potem poczułam Twoje łzy
W moje włosy wsiąkały
Chłonąc samotność jak gąbka
Było pusto-brązowo
I emanowała szarość z dźwięków
Słów wypowiadanych w pośpiechu...
Bezszelestnie...
Czasem strącałeś lampkę ze stolika
Lub figurki z porcelany
Gdy klucz zgrzytał w zamku
Prawie czułam jego metalową szorstkość
To wracali rodzice
Czasem lekko na rauszu
Z inteligentnej posiadówy u znajomych
Ich kroki były coraz bliższe
Dźwięczniejsze...
Rzucałam twarz na łóżko
W pośpiechu nie zdejmując
Białych śladów palców twoich
Z mego ciała
Otwierałeś okno...
Nie słyszałam co prawda naporu na klamkę
Ale czułam chłód nocnych latarni
Wchodziła matka
Oddycham, jestem grzeczną dziewczynką mamo-
myślałam
I gdy całowała w czoło na dobranoc
Czułam twoją obecność
Skrzypiały dachówki za oknem
Potem gdy rodzice szli spać
Zbyt zmęczeni by choć przez chwilę
Popatrzeć na siebie czułym wzrokiem
Ja czułam
Pod dotykiem palców na wargach
Że byłam bardziej niż twoja
Czasem cicho szlochałam
Lecz potem myślałam
Nie rycz głupia. To ze szczęścia...
Dla wszystkich tych, którzy uciekali
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.