Nienawidzę poranków:(
Patrzysz na mnie
kolejny raz...
Znów dotykasz mych ust...
Stoisz dzielnie
choć nogi uginają się
ze strachu
co odpowiem
na Twój szept...
Chłonę delikatny
zapach Twego ciała
próbując otulić nim całą swą
duszę!
Karmię się widokiem
Twego oblicza...
Na dłoni kładę
cały swój strach...
Zdmuchujesz jednak
najszybciej jak potrafisz go...
Już nie chcesz bym Ciebie bała się
Bym bała się miłości aż po kres...
Zaczynasz o mnie znów troszczyć się...
Chcesz ochronić
zbudować dla mnie nowy schron...
O Boże!!!
Już jest nowy dzień?
Już nie ma...
Nie ma Cię...?
Nienawidzę
rankiem powiek swych otwierać...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.