Noc pełna strachu
historia autentyczna która mi się przytrafiła, może trochę przerysowane zakończenie, chyba nie było kajdanek...
Obudził mnie jakiś dziwny hałas.
Zacząłem zastanawiać się kto, lub co
wyrwało mnie ze snu?
Poczułem jakiś dziwny niepokój. To taki
rodzaj niepokoju, który ogarniał mnie
niejednokrotnie, kiedy po imprezie, czy
spotkaniu z przyjaciółmi, na których snute
są opowieści o rzekomych prawdziwych
spotkaniach z duchami, trzeba później
wracać ciemną nocą do domu...głowa sama
kręci się dookoła szyi.
Wyciągnąłem prawą rękę, chcąc „namacać” i
w ten sposób sprawdzić, czy obok leży żona.
Leżała i nawet przemówiła :
- przestań, jest noc, jestem
zmęczona....
No tak, stara śpiewka, ale tym razem na
szczęście ( dla mnie oczywiście) chciałem
się jedynie upewnić, jaki jest stan
personalny w sypialni.
Nasza sypialnia usytuowana jest na
parterze. Na zewnątrz domu, dosłownie trzy
metry od okien stoi potężny dąb, który
nawet przy bezchmurnym niebie nie pozwala
„łysemu” nas podglądać, a co dopiero w
chmurną, jak ta, noc. W panującej ciemności
kształty mebli rozpoznawałem bardziej siłą
sugestii, niż wzroku. Podniosłem się na
łokciach starając się zlokalizować
dobiegający mnie dziwny szmer, chrobotanie,
czy może stukanie?
Już myślałem, że to może odgłosy dochodzące
z zewnątrz, kiedy nagle, bardzo wyraźnie, z
mojej lewej strony usłyszałem hałas podobny
do tego, jaki wydaje upadający garnek...Ten
hałas pochodził zza ściany, a więc z
garażu, który sąsiaduje z sypialnią.
Poczułem kroplę potu zbierającą się na
mojej skroni i dobrze wiedziałem, że
pojawiła się nie z powodu panującej
duchoty.
Kto w środku nocy może być w naszym garażu?
Odpowiedź nasuwała się sama i była banalnie
łatwa do odgadnięcia...ZŁODZIEJ!!! Albo
może nawet BANDYTA!!!
Ale jak to możliwe, że ktoś wszedł do
garażu i ja tego nie słyszałem? Odpowiedź
na to pytanie nie była już tak banalna,
zresztą wcale jej nie było.
Drzwi do garażu są metalowe i otwierają się
z dołu do góry, robiąc przy tym
niesamowity hałas. Już dawno miałem coś z
tym zrobić, ale właśnie z tego powodu tego
nie robiłem, tłumacząc tak swoje lenistwo;
bo gdyby co, to nikt mi garażu
bezszelestnie w nocy nie otworzy. Na bank
się obudzę! Czyżby jednak?
Nie, to niemożliwe bym nie usłyszał, gdyby
je ktoś otwierał.? Ta świadomość naprawdę
nie była pocieszająca ani budująca.
Na nieszczęście hałas nie zbudził żony...
Dlaczego na nieszczęście? Gdyby się
obudziła pewnie natychmiast zadzwoniłaby na
Policję, zdejmując ze mnie obowiązek
sprawdzenia co jest źródłem hałasu, a tak
musiałem zrobić to osobiście, bo przecież
nie będę stawiał na nogi pół miasta i całej
wioski z powodu, być może, grasującej w
garażu myszy... Oby myszy!
Wstałem z łóżka, włożyłem szlafrok,
wcześniej ocierając nim rzekę potu z mojego
czoła i opuściłem na palcach sypialnię. Nie
wiem czemu nie zapalając światła udałem się
do wiatrołapu po latarkę. Dzisiaj wiem, że
był to nieroztropny krok. Wtedy o tym nie
pomyślałem.
Zapalając światło wprawdzie mógłbym
spłoszyć ewentualnego nieproszonego gościa,
ale nie robiąc tego narażałem siebie na
bezpośrednią z nim konfrontację, co biorąc
pod uwagę okoliczności, mogło być
niebezpiecznym posunięciem.
Pomyślałem, że mój jasny szlafrok za bardzo
może rzucać się w oczy, dlatego
postanowiłem zarzucić jeszcze na siebie
ciemną zimową kurtkę z kapturem, która
wciąż wisiała w wiatrołapie, pomimo już
dawno ociekającej deszczem wiosny. Kaptur
też zarzuciłem na głowę. Uzbrojony w
latarkę ostrożnie przekręciłem zasuwę w
drzwiach wejściowych i powoli je uchyliłem.
Delikatnie wysunąłem głowę i spojrzałem w
stronę garażu. Nic nie zauważyłem..
Wprawdzie lampa przy drzwiach wejściowych
była zapalona, a także uliczna pomagała w
oświetleniu podwórza, to garaż znajdował
się w odległości do której już to mizerne
światło nie docierało.
Ruszyłem powoli w jego stronę mocno
wytężając wzrok i słuch. Musiałem być mocno
zdenerwowany, by nie powiedzieć przerażony,
skoro szedłem boso, a co właśnie do mnie
dotarło.
Zrobiłem kilka kroków i zapaliłem latarkę.
Ku memu zdziwieniu zobaczyłem, że drzwi od
garażu są zamknięte. To niemożliwe,
pomyślałem, żeby złodziej wszedł
bezszelestnie do garażu przez hałasujące
drzwi i jeszcze je za sobą, również
bezszelestnie zamknął? Zresztą po co miałby
je zamykać, skoro wszedł z zamiarem
wyniesienia czegoś? Chwilę rozważałem tę
myśl i doszedłem do wniosku, że to jednak
musi być robota jakiejś myszy, albo w
najgorszym razie ducha któregoś z
wcześniejszych właścicieli tego domu.
Pokrzepiony tą myślą postanowiłem otworzyć
drzwi garażu i wyjaśnić tajemnicę, za
której sprawą stałem boso, w szlafroku i
zimowej kurtce, w środku nocy przy garażu
strasząc nietoperze. Na wszelki wypadek
przyłożyłem jeszcze ucho do drzwi, starając
się wychwycić jakiś hałas, a, że niczego
takiego nie wychwyciłem otworzyłem je.
Zrobiłem to energicznie, żeby w razie
czego, zaskoczyć ewentualnego intruza, co
skutkowało jeszcze większym hałasem przy
ich otwieraniu, niż wtedy, kiedy robi się
to powoli. Hałas jaki wydały drzwi był
naprawdę donośny. Rozszczekały się chyba
wszystkie wioskowe psy. Promień światła
latarki rozświetlił wnętrze garażu, które,
nie licząc rowerów, kosiarki i panującego w
nim bałaganu, świeciło pustką. Odetchnąłem
z ulgą, prawie zapominając o tym, że jednak
jakiś hałas stąd dobiegający mnie
obudził!? Zanim zdążyłem to sobie
uświadomić, już trochę uspokojony zastałą
sytuacją, nagle, tuż obok mnie, pod nogami,
coś się poruszyło! Coś szeleściło jak jasna
cholera! Serce o mało nie wypadło mi przez
rozdziawioną japę . Już chciałem rzucać się
do ucieczki, kiedy w świetle latarki
ujrzałem...jeża.
Wplątał się w reklamówkę i usiłował się z
niej wydostać, by opuścić garaż, który
właśnie ktoś mu otworzył. Przeszedł obok
mnie, przysiągłbym, mocno wkurzony faktem,
że został uwięziony na tyle godzin i
poszedł w sobie wiadomym kierunku i
celu.
Odetchnąłem z ulgą. To tylko jeż. Pewnie
wlazł tu, kiedy wczoraj grilowaliśmy i
garaż był otwarty, a później ktoś zamknął
drzwi. Oparłem się o mur próbując uspokoić
oddech i zastanawiając się, czy warto w
ogóle kłaść się spać po tylu emocjach, nie
przypuszczając, że te wcale się jeszcze nie
skończyły, gdyż...
Nagle pod dom, hamując z piskiem opon
podjechała na sygnale, z włączonymi
kogutami Policja...
Zanim zdziwiony zdążyłem się odezwać
ujrzałem silny snop światła wycelowany w
moje ślepia, a po chwili leżałem już na
ziemi przyciskany kolanami, które niemalże
przeszyły mnie na wylot. Byłem tak
zaskoczony, że nie jestem nawet w stanie
powtórzyć ani jednego słowa wykrzyczanego
przez Policjantów, którzy bardzo sprawnie i
szybko, wykręcając mi ręce, założyli na
nich kajdanki...
Żona
Co jest? Właśnie obmacała łóżko, by
stwierdzić, że męża w nim nie ma. Coś, nie
wiadomo co ją obudziło, a tu taka tragiczna
niespodzianka. O nie! Tyle razy go
prosiła, że jak jedzie wcześniej do pracy
ma ją o tym fakcie informować, by nie
musiała, jak teraz, budzić się sama w
łóżku, w środku nocy. W dodatku w takich
sytuacjach miał w korytarzu zapalać
światło. A tu nie dość, że jest sama, to
jeszcze ciemno jak w ....e
Już chciała podnieść się z łóżka, by
zapalić lampę, gdy nagle, za oknem
zauważyła jakieś światło. Jakby ktoś
świecił latarką. Zamarła ze strachu. Ktoś
faktycznie był na podwórzu...Wszystkie
włosy na jej ciele stanęłyby na baczność,
gdyby nie fakt, że były wydepilowane.
Naturalnie stanęły te niewydepilowane...
Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, przed
oknem, niemal ocierając się o szybę,
przeszła wolnym krokiem jakaś tajemnicza
zakapturzona postać, w szacie do ziemi, z
latarką w ręku... Prawie umarła ze strachu.
Kiedy postać przeszła w stronę garażu,
wyszła cichcem z sypialni i drżącymi dłońmi
chwyciła za telefon. Ręce tak jej drżały,
że z trudem wystukała 997...
- Policja?! Przyjeżdżajcie szybko, błagam!
Na mojej posesji jest chyba złodziej, może
bandyta, albo nie wiem kto. Ma na głowie
kaptur, łazi po podwórzu z latarką. Jestem
sama w domu, przyjeżdżajcie natychmiast,
proszę! Mój adres to...
Komentarze (40)
z przyjemnością przeczytałam
troszkę czytanie czasu trwało
ale poświęcić go było warto
powiem śmiało...
+ Pozdrawiam
Super z humorem i lekkim dteszczykiem :) to lubię!
Pozdrawiam :*)
nie zgadza ;)
Świetnie się czyta! ł zwiało od zamkną po
bezszelestnie i numer na policję chyba się zgadza ;)
Pozdrawiam :)
Bardzo fajna opowieść z dreszczykiem i nutą humoru.
Czy japa nie powinna być
"rozdziawiona", a może tylko ja o "rozdziabionej" nie
słyszałam?
Miłego wieczoru:)
Noc pełna wrażeń. Przeczytałam z przyjemnością.
Miłej niedzieli:)
Niezły dreszczyk emocji pod napięciem...
Pozdrawiam serdecznie:)
fajnie opisujesz, potrafisz wciągnąć czytelnika
Marku, pisząc mój wiersz miałam na uwadze słowa z
wiersza Anny...mnie wiem, czy przeczytałeś Jej
wiersz...to jakby pożegnanie nie tylko Beja, ale i
życia...mój wiersz ma pokazać naszą wspólność...choć z
jedną z nad...ale chyba ma inny odwdźwięk...ilu z nas
napisało coś do Anny, pocieszyło...Ona winna poczuć
więż z nami....cóż...życie jest tylko życiem na czas
nam danym, nie da się go powtórzyć...pizdrawiam
Polica numer 997, a nie 977, tyle uwag.
Dopisz dalej, co było? Wyjaśniłeś, wzięli Cię na
dołek, żona wyszła do nich? Nie trzymaj w takim
napięciu, chcemy wiedzieć jak historia się skończyła,
pozdrawiam :)
Świetnie piszesz.Fajnie było przeczytać o Twojej
przygodzie z dreszczykiem.Pozdrawiam.
Przygoda pięknie zapisana, jak to u Ciebie już w
tradycji...
serdeczności Marku...:)
Proza życia...z ukrycia.
Miłej niedzieli MaW-i.
MaWi ..wciągające opowiadanie ..na faktach
autentycznych :):):):)