nowe szaty króla
bez pożegnania
pierwsze odeszły brzemienne smutkiem
obłoki
wylewać łzy nad odległym oceanem
ich śladem odpłynęły strumienie
w przestrzeń i w głąb
płowiejąc bladoniebiesko
zawstydziło się niebo
próbowałem zatrzymać ptaki
kiedy opuszczały mnie motyle
niemal zapomniałem już…
w rozedrganym powietrzu tworzę miraże
tego co
było byłoby nie będzie mogłoby być
śniąc o szatach króla
przed świtaniem
marznę w poświacie gwiazd
przesuwając dłonią
po oszronionym nieobecnością posłaniu
w południe
spalam się w blasku słońca
rozsypuję powoli na biliony kryształków
możecie nazywać mnie pustynią
Komentarze (16)
Podoba mi sie ten wiersz Beornie. Gdy slonce nazbyt
silne, zostawia pustynny pejzaz.