Oda do zmarłego
Chciałeś być na luzie
Chodziłeś w szerokiej bluzie
W kolanach szukałeś kroku
Byłeś taki od ponad roku
Twoja łysa pała
Wołała do mnie: „Mała”
Twoja przyszłość dorasta
Na ulicach tego miasta
Wymykałeś się z domu
Szczerze mówiąc po kryjomu
Zaczęło Ci braknąć entuzjazmu
Przybywało za to sarkazmu
Coraz więcej przekrętów
Potem ostrych zakrętów
Ciągle byłeś z browarem
Wokół Ciebie dziewczyn harem
Miałeś swoje wtyki
Zaczęły się narkotyki
To był początek złego
Mój kochany kolego
Kazałam Ci oprzytomnieć
O tym wszystkim zapomnieć
Lecz na moje prośby
Odpowiadały Twe groźby
Za to wszystko, co zrobiłeś
Niewinnych potem biłeś
Chciałeś trochę wolności
Gruchotałeś ludziom kości
Swoją jedyną broń
Podkładałeś pod skroń
Sypiałeś pod stogiem
Żyłeś tylko nałogiem
Dla Ciebie liczyła się siła
Już wtedy gotowa była mogiła
Brakowało Ci rozwagi
Ważne były tylko dragi
Sam tego chciałeś
Przez to tyle wycierpiałeś
Kiedyś się potknąłeś
Tak właśnie zginąłeś
To skończyło się strasznie
Ostrzegam Was przed tym właśnie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.