Okapi i Gałczyński
Pewnej środy w Gołdapi
Pojawił się okapi.
Chciał zjeść i wypić troszkę,
Więc wstąpił do „Matrioszki”,
A że miał urodziny,
To wziął z kawiorem bliny.
Ni z tego, ni z owego
Zobaczył Gałczyńskiego.
Patrzy i nic nie kuma:
- Myślałem, że pan umarł.
Gałczyński dostał tika,
W mig przełknął kruszenika
I rzekł: – Czy znasz się gburze
Na polskiej ciut kulturze?
Okapi aż zzieleniał:
- Czemu bym znać się nie miał?
I nawet Gęś Zieloną
Mi kiedyś przedstawiono.
Ja pana – mówię szczerze –
Czytałem w komputerze,
Lecz nawet w internecie
Jest data śmierci przecie.
Gałczyński rzekł dotknięty:
- Exegi monumentum
I mówię to bez zgrywy:
Ja jestem wiecznie żywy,
A ty – dziwaczne zwierzę
Nie chciałeś w to uwierzyć.
Lecz nietakt swój naprawisz,
Gdy wódkę mi postawisz.
Komentarze (8)
Świetny!
Z przyjemnością przeczytałem. Pozdrawiam
Zabawny wiersz. Niestety słabo znam Gałczyńskiego i
nie wiem co on robił w Gołdapi.
:)) Dzięki za okazję do uśmiechu. Miłej środy
Michale:)
Gałczyński wiecznie żywy?
Fantastyczna ta wariacja! :)))
Myślę, że Karakuliambro byłby zachwycony :)
Z największą przyjemnością poczytałem.
Jak zawsze, z ukłonami dla pomysłu, talentu,
warsztatu.
Pozdrawiam, Michale :)
Poezja wiecznie żywa? Ta zapisana - może spłonąć, ta
wyuczona - umrzeć z człowiekiem. Żyje ta pozostawiona
w komputerze - chyba, nawet jak urządzenie przepadnie.
(+)
P.S. W wyrazie KOMPUTERZE brak literki "U".
Tak, Gałczyński ma pomnik trwalszy od spiżu.
jest niesmiertelny.