Orzeszek - 14
proza
Orzeszek prawie codziennie przychodził na
obiad, a potem uczyliśmy się aż do kolacji.
Dziwiłam się, że jego mama ani razu nie
przyszła, żeby zobaczyć, gdzie syn znika na
długie godziny. W końcu postanowiłam
zapytać kobietę o zgodę na to, żeby również
Malwinka mogła mnie odwiedzać.
Chciałam pójść na tę rozmowę zaraz po
kolacji, ale chłopak nie zgodził się.
Pewnie się wstydził. Opowiadał mi
wcześniej, że mieszkają w jednym pokoju, a
na ścianach rośnie pleśń. Po namyśle
oznajmił, że lepiej będzie, jeśli
zatelefonuję później.
Zadzwoniłam wieczorem na podany przez
chłopca numer. Zaoferowałam pomoc w nauce
dla obojga rodzeństwa. Zapewniłam, że
dzieci nie będą u mnie głodne. Zaprosiłam
mamę na kawę, ale odmówiła. Wtedy
poprosiłam o zgodę na codzienny pobyt
dzieci w moim domu. Kobieta odpowiedziała,
że się zastanowi.
Następnego dnia Orzeszek wyjął z plecaka
trochę pogniecioną kopertę:
- Mama się zgodziła! - wykrzyknął
radośnie.
Przeczytałam wylewne podziękownie i
wyjaśnienie, że z powodu pracy na zmiany
kobiecie trudno jest opiekować się Malwinką
i Orzeszkiem i odrabiać z nimi lekcje.
Chętnie zgadza sie na pomoc.
Byłam zdumiona taką postawą matki -
powierzyła swoje dzieci obcej osobie,
której wcale nie znała.
Od tej pory Malwinka i Orzeszek
przychodzili do mnie zaraz po lekcjach.
Jedliśmy obiad, a potem był czas na naukę.
Po kolacji, przy której było dużo śmiechu,
dzieci niezbyt chętnie wracały do domu.
Postanowiłam osobiście poznać matkę moich
podopiecznych. Chłopiec długo się ociągał,
zanim podał mi aderes. Zgodził się pod
warunkiem, że najpierw umówię się na
określony dzień i godzinę.
Tak zrobiłam. Mama Orzeszka i Malwinki
była nerwową, szczupłą kobietą. Ubranie
miała eleganckie, w przeciwieństwie do
wyglądu mieszkania. Zastanawiałam się, czy
ubiera się tak na co dzień, czy tylko z
okazji naszego spotkania. Miała bluzkę z
długimi rękawami, pomimo tego, że dzień był
upalny.
Przy herbacie zapytałam, co sądzi o tym,
żebym została dla dzieci przyszywaną
ciocią.
- Przecież inaczej nie mówią o pani, jak
tylko ciocia Anka - roześmiała się kobieta,
ale uśmiech nie dotarł do jej oczu.
- Podobno mój syn pomaga pani przy
królikach? Malwinka opowiadała - zaskoczyła
mnie pytaniem, kiedy już zbierałam się do
wyjścia.
- Tak. Jest bardzo uczynny - nie
wiedziałam o co chodzi, ale czułam, że
usłyszę coś niemiłego.
- Czasem brakuje nam na jedzenie, może by
tak mogła pani zapłacić za jego pracę?
- Dobrze, pomogę finansowo, jeśli pani
obieca, że dzieci się o tym nie dowiedzą -
odpowiedziałam, przełykając ślinę ze
zdenerwowania. - I będę płacić co miesiąc.
Ale zgodzi się pani, żeby Malwinka i
Orzeszek przychodzili do mnie w soboty i w
niedziele? I poproszę zgodę na tę opiekę na
piśmie.
Byłam zniesmaczona, ale nie wpadłam na
lepsze rozwiązanie niezręcznej sytuacji.
cdn.
Komentarze (21)
Tak, robi się coraz przyziemniej...smutno.
Czekam na dalszy ciąg...
Pozdrawiam Szadunko.
Często desperacja wyzwala w ludziach najgorsze
instynkty. Z zaciekawieniem czekam na rozwój sytuacji
. Pozdrawiam ;-)
ciekawie się robi...
Fajnie.
Bardzo ciekawie rozwija się opowiadanie,
w oczekiwaniu na ciąg dalszy,
pozdrawiam serdecznie:)
Z niecierpliwością i zaciekawieniem czekam na dalszy
ciąg opowiadania. Pozdrawiam serdecznie. Spokojnej
nocki:)